Dlaczego akurat Oppenheimer? Gdy spojrzymy na poprzednie filmy Christophera Nolana, wybór bohatera okaże się naturalny. Postać dwuznaczna, jak w trylogii o Mrocznym Rycerzu. Postać, która zapłaciła wielką osobistą cenę za sukces – jak bohater filmu „Prestiż”. Człowiek zastanawiający się nad tym, jak odwrócić skutki swych dokonań – pamiętacie wypadki biegnące pod prąd czasu w „Tenecie”? Wreszcie ktoś, kto stworzył swoje życie na nowo i żył wewnątrz zbudowanego własnoręcznie konstruktu, niczym bohaterowie „Incepcji”. Wiemy z biografii J. Roberta Oppenheimera, że po pełnej depresji i zawodów młodości (łącznie z próbą samobójczą) nasz bohater wynalazł się na nowo, wymyślił nową personę, którą był błyskotliwy naukowiec w kapeluszu z nieodłącznym papierosem w ustach, ktoś, kogo można było podziwiać, a nie tłuc bezlitośnie na wakacyjnych obozach. Sam Nolan ogłosił Oppenheimera najbardziej wieloznacznym bohaterem, o jakim opowiadał.
Faust naszych czasów
Kino jest sztuką emocji i potrzebuje niezwykłych bohaterów, jednak pytania, które chciałem zadać z okazji premiery „Oppenheimera”, zmierzają w innym kierunku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.