Ryszard Gromadzki: Czy połączenie wyborów parlamentarnych z referendum w kształcie zaproponowanym przez PiS może okazać się dla obozu rządzącego polityczną „wunderwaffe”, która zapewni mu zwycięstwo wyborcze?
Dr Andrzej Anusz: Ogłoszenie idei referendum połączonego z wyborami zawsze oznacza polityczne ryzyko, przede wszystkim dla strony, która proponuje referendum. Teraz, kiedy poznaliśmy cztery pytania referendalne, można powiedzieć, że stanowią one coś w rodzaju „kamieni milowych” programu Prawa i Sprawiedliwości. Kwestie związane z prywatyzacją strategicznych gałęzi gospodarki, podniesienia wieku emerytalnego, zgody na forsowany przez Komisję Europejską mechanizm przymusowej relokacji imigrantów z Afryki i Azji, wreszcie sprawa zapory na granicy z Białorusią – to według mnie wzmocnienie przekazu PiS. Kampania referendalna, która będzie toczyła się równolegle z parlamentarną, przy tak sformułowanych pytaniach, w moim przekonaniu wzmacnia PiS i Zjednoczoną Prawicę.
Wzmacnia, bo poprzez referendum mobilizuje dodatkowy elektorat?
Pytanie brzmi: Jaka będzie reakcja opozycji? Już teraz widać, że ta reakcja jest zróżnicowana. Obserwujemy, że tak skomponowane pytania referendalne powodują pewną dezorientację i dezintegrację po stronie opozycyjnej. Z punktu widzenia PiS jest to oczywiście dobra wiadomość. Zakładając, że opozycja wezwie swoich zwolenników do bojkotu referendum, będzie stanowiło to dla nich pewnego rodzaju dysonans. Z jednej strony, opozycja na wszelkie sposoby stara się mobilizować swój elektorat do udziału w wyborach, z drugiej ludzie zderzą się z apelami o bojkot referendum. Taki niejednoznaczny przekaz może budzić różne wątpliwości. Wiele wskazuje na to, że opozycja postawi na dezawuowanie pytań zawartych w referendum i jego celowości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.