Bronisław Wildstein
Sprawa cypryjska jest soczewką, przez którą zobaczyć można nie tylko funkcjonowanie UE, ale także mechanizmy współczesnego świata
O to przedstawiciele Europejskiego Banku Centralnego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej wzywają prezydenta Cypru. Ten, pogrążony w kryzysie kraj, członek Unii Walutowej, oczekuje pomocy, jaką otrzymała już Grecja czy Portugalia. W przypadku Cypru to bez porównania mniejsze sumy, ale kraj jest mały i słaby. Toteż reprezentanci sił unijnych i szefowa MFW (Francuzka) domagają się gwarantowania pożyczki z wkładów klientów cypryjskich banków.
To specyficzny produkt naszych czasów. W 2008 r. przedstawiciele Europy uznali opodatkowanie bankowych depozytów w Islandii za „terroryzm” i wytoczyli proces Rejkiawikowi. Powoływali się na zasady, ale chodziło o pieniądze Duńczyków i Anglików. W odniesieniu do Cypryjczyków zasady te przestały obowiązywać.
Nocne rokowania z demokratycznie wybranym prezydentem Cypru mało przypominały dyplomatyczne spotkania, w których partner, choćby formalnie, obdarzany jest szacunkiem. A przecież chodzi o bliskiego partnera, członka wspólnoty walutowej.
W rzeczywistości prezydent Nikos Anastasiadis poddany był presji i szantażowi. Kiedy nie chciał zgodzić się na dyktat, niemiecki uczestnik rozmów, przedstawiciel EBC Jörg Asmussen zatelefonował do szefa tego banku z żądaniem wstrzymania pomocy dla cypryjskich banków, co oznaczałoby ich bankructwo, a w konsekwencji bankructwo całego kraju. Przedstawiciele „Europy” się tym nie przejmowali. Prezydent Cypru musiał ustąpić. Parlament nie ugiął się przed dyktatem.
Wyspa rozpoczęła rozmowy z Rosją na temat pomocy. Sprawa ta kompromituje slogany o europejskiej olidarności i pokazuje, kto dziś rządzi w Unii. Pokazuje także iluzoryczność demokratycznych procesów na europejskim poziomie. Szefów EBC czy KE i MFW trudno uznać za demokratycznych reprezentantów.
Mianowani są przez polityków, którzy wprawdzie wcześniej zostali wybrani, ale ich nominaci nie zależą od woli obywateli.
Sprawa Cypru kompromituje kolejny raz wyobrażenie „wysokiego profesjonalizmu” eurokratów. Ich działanie prowadzi do zachwiania elementarnego zaufania do banków, dzięki któremu mogą one funkcjonować w rzeczywistości niegwarantowanego niczym pieniądza. Kolejny raz podważone zostało także zaufanie do euro, a opowieści o zapewnionej nim stabilności okazały się jedynie propagandą.
Przedstawiciele międzynarodowych ciał, ci „najmądrzejsi z najmądrzejszych”, wykazali się wyjątkową głupotą polityczną, decydując się na rozwiązanie, które nie mogło być przyjęte przez cypryjski parlament, a tym samym demonstrując nie tylko swoją niekompetencję, ale i słabość.
Oto crème de la crème nowej oligarchii, standardy UE i konsekwencje przyjęcia wspólnej waluty. W tym samym czasie rządzący Polską twierdzą, że przyjęcie euro winno być naszym priorytetem.