Miało być inaczej. Konfederacja miała być w X kadencji Sejmu rozgrywającym, bez którego nie mógłby powstać żaden rząd, a być może nie mogłaby zostać uchwalona żadna ustawa. Miała mieć możliwość kontrolowania odrzucania prezydenckiego weta. Te oczekiwania i plany opierały się na założeniu, które wydawało się całkowicie realne, że formacja Krzysztofa Bosaka, Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna będzie mieć w nowym Sejmie klub przynajmniej trzydziestokilkuosobowy, a bardzo możliwe, że nawet blisko 50-osobowy.
Skończyło się na 18 posłach i ostrych wewnętrznych sporach, które zwykle wybuchają, gdy dane ugrupowanie nie realizuje planu wyborczego i wpada w kłopoty. Przy czym w przypadku Konfederacji jest to wyjątkowo bolesne. Lewica co prawda również planu nie zrealizowała, ale wszystko wskazuje na to, że dostanie udział w rządach, choć zapewne mniejszy niż oczekiwany. Tymczasem rola Konfederacji w tej kadencji w praktyce się nie zmieni, a to może sprzyjać frustracji i działaczy, i zwolenników.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.