DoRzeczy.pl: Mamy kolejny konflikt na tle gospodarczym z Ukrainą. Wcześniej mieliśmy kwestię zboża, teraz przewoźników. Czy polska i ukraińska gospodarka są w strefie starcia, czy tego typu problemy będą zdarzały się częściej? A może to jednostkowe przypadki?
Jan Krzysztof Ardanowski: Nie sądzę, żeby to były przypadki jednostkowe. Trzeba przypomnieć, że Polska udzieliła Ukrainie niewyobrażalnie wielkiej pomocy, poświęcając bardzo dużo. Zarówno środków publicznych, jak i ofiarności społecznej, by pomóc Ukrainie. Gdyby nie pomoc Polski w pierwszych tygodniach wojny, to Ukrainy by nie było, a Rosjanie by wygrali. Czyniliśmy to również z przekonania, że Ukraina walczy także o naszą wolność i z sympatii do cierpiącego narodu ukraińskiego. Jesteśmy chrześcijanami i uważamy, że w ten sposób należy reagować na krzywdę. Natomiast, czym innym są relacje gospodarcze.
I tu pojawia się strefa starcia?
Mamy swoje określone interesy gospodarcze. One i tak zostały w dużym stopniu nadszarpnięte wielkim importem zboża i innej żywności z Ukrainy. To nie usprawiedliwia, że wiele firm z Polski połakomiło się, wykorzystując lukę, którą stworzyła Unia Europejska, znosząc jakiekolwiek ograniczenia w imporcie do Unii. To również błąd rządu, że odpowiednio szybko nie zareagował. Niewątpliwie zderzenie gospodarki ukraińskiej i polskiej będzie bardzo bolesne, szczególnie w obszarze rolnictwa. Musimy tu swoich racji bronić.
Do tego dochodzą szczególne przywileje i uprawnienia, jakie mają przewoźnicy ukraińscy, którzy mogą świadczyć usługi taniej, nie spełniając różnych norm, które są wymagane dla firm transportowych UE. Kiedy próbujemy mówić, jakie są nasze racje, to słyszymy ze strony Ukraińców bardzo retoryczne, twarde stawianie sprawy: "Musimy bronić ukraińskich interesów”. A my nie mamy prawa bronić naszych? Pomagamy Ukrainie, ale nie możemy zniszczyć sektorów naszej gospodarki. Musimy dbać o dochody naszego państwa i obywateli, również po to, żeby mieć środki na pomoc dla Ukrainy. Sytuacja, kiedy Ukraińcy odwracają się od nas, jest dla nas bardzo deprymująca. Pomagaliśmy z pobudek altruistycznych, a nie po to, by uzyskać wdzięczność, ale nie spodziewaliśmy się czarnej niewdzięczności, z jaką spotykamy się ze strony ukraińskiej.
Wciąż dostrzegamy problemy w kwestiach rolnych?
Jeśli chodzi o sprawy rolne, to Ukraina nie może wejść do UE z takich rolnictwem, jakie ma. To rolnictwo zdominowane przez międzynarodowe koncerny, okradające Ukraińców, eksploatujące ziemie uprawną na Ukrainie, niepłacące podatków w tym kraju, gdzie z powodów korupcyjnych stworzono przepisy, że firmy międzynarodowe praktycznie nie płacą podatku. Rząd ukraiński nie ma z tego eksportu nic, żadnych dochodów. To my pomagamy, USA pomaga, a Ukraińcy eksportując zboże, z tego tytułu nie uzyskują wpływów do budżetu. Chcemy pomagać Ukrainie w eksporcie w świat, do regionów zagrożonych głodem, a Ukraińcy mówią, że nie chcą eksportować do Afryki lub na Bliski Wschód, a chcą do Unii Europejskiej, domagając się pełnego otwarcia rynków. To dla nich lukratywny rynek, gdzie są dobre ceny i pewność zapłaty. To zagrożenie zaczyna dotykać innych krajów, niż graniczących z Ukrainą. Głosy protestu pojawiają się w Hiszpanii, we Francji. To nie jest tylko nasze zdanie. Z takim rolnictwem Ukraina nie może wejść do UE. To obowiązkiem Ukrainy jest dostosować się do wspólnej polityki rolnej, a nie, jak niektórzy mówią, że my mamy dostosować struktury do rolnictwa ukraińskiego takiego, jakie jest. Tak nie może być. Jesteśmy orędownikami integracji prozachodniej na Ukrainie, ale Ukraińcy muszą zrozumieć, że muszą szanować pewne interesy krajów, które są w UE, w szczególności swoich sojuszników i przyjaciół, takich jak Polska.
Czytaj też:
Prof. Gil: Elity ukraińskie nie chcą zrozumieć PolskiCzytaj też:
Gen. Komornicki: Ukraińska kontrofensywa była wysyłaniem żołnierza na śmierć