DoRzeczy.pl: Mamy kolejne ostre napięcie na tle gospodarczym między Polską a Ukrainą. Tym razem chodzi o protest przewoźników. Niektórzy komentatorzy podkreślają, że konflikt ten generowany jest przez elity brukselskie, które są pomysłodawcą zniesienia przedwojennych regulacji, tym samym niosąc pomoc, ale polskim kosztem. Zgadza się pan z tym?
Prof. Andrzej Gil: Jest to chęć nie tyle niesienia pomocy Ukrainie, ale zrzucenia na Polskę pewnego ciężaru, kosztem polskiej ekonomii w związku z trwającą wojną. Miejmy jednak świadomość, że gdyby nie istnienie realnych napięć, to tego typu konflikt nie byłby możliwy. To nie jest tak, że jest to krecia robota trzeciej strony. Problemy w relacjach polsko-ukraińskich pojawiają się niezależnie od postawy unijnego centrum.
Widzimy niechęć, która wynika z pewnej nieświadomości. Gdy patrzy się na media ukraińskie, to odnosi się wrażenie, że elity ukraińskie zupełnie nie rozumieją tego, co dzieje się w Polsce. Nie rozumieją Polski, polskiej polityki, mentalności, historii i nie chcą tego zrozumieć. Po polskiej stronie mamy zróżnicowane opinie w temacie Ukrainy. Mamy środowiska, które szukają prawdy. Po stronie ukraińskiej jest ukształtowana, prosta opinia o Polsce. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, nie było tego dużo, ale dzisiaj patrząc na przeróżne ukraińskie media, widzimy to niezrozumienie.
To niezrozumienie wynika błędów ukraińskich elit, czy tego, że mimo wszystko podświadomie będziemy konkurencją polityczną, gospodarczą i kulturową?
To wynika z lenistwa. W mediach ukraińskich tworzy się takie klisze, które są powielane od zawsze. Wojna tego nie zmieniła. W Polsce obserwowaliśmy wielki zryw społeczny na początku wojny, ale on tego nie zmienił. To czasami jest aż wręcz niezrozumiałe. W pewnej części ukraińskich elit jest taka postawa antypolska. Można się doszukiwać tego w przeszłości, w sowieckiej przeszłości Ukrainy, pseudopatriotycznej przeszłości. Niektórzy przedstawiciele ukraińskich elit nie przeczytali Polski na nowo. Żyją w latach 30. ubiegłego wieku, w totalnym niezrozumieniu i niechęci do Polski.
O ile z naszej strony jest próba zrozumienia, nie powiem, że do końca udana, ale jest próba zniuansowania, zróżnicowania, mamy świadomość walki politycznej, istnienia pewnych problemów w społeczeństwie ukraińskim, regionizacji tego państwa. Mamy wiedzę o problemach z korupcją, z systemem oligarchicznym. To z tamtej strony wszystko jest jasne i proste. Czasem ma się wrażenie właśnie, że słucha się przedstawicieli elit w sytuacji 100 lat wcześniej, w okresie napięcia wynikającego z polityki Rzeczpospolitej wobec terenów zamieszkanych przez Polaków i Ukraińców. To zaszłość historyczna, która jest i której nikt nie chce pokonać.
Widzimy to również teraz?
Przykładem jest właśnie strajk polskich transportowców, gdzie nie ma chęci zrozumienia ich racji. Jest to przedstawane, że to krecia robota, pojawia się Putin i Rosja, nikt nie chce ich zrozumieć, że dlaczego jakaś część naszego społeczeństwa nie chce ponosić koszta wojny z Rosją, nie chce tracić dorobku życia. Mam wrażenie lenistwa intelektualnego, które jest po tamtej stronie. Wojna ma załatwić wszystko. Jest taka postawa – walczymy, więc wszystko nam się należy, a wy macie się słuchać. Ten argument wojny ma zamknąć usta w każdej chwili i w każdym momencie. Oczywiście, że wojna jest straszna i Ukrainę trzeba popierać na wszelkie możliwe sposoby, ale jednak tam, gdzie pojawia się z naszej strony pewien problem, dramat obywateli to trzeba się zastanowić. Oczywiście, Bruksela ma ochotę załatwić to naszym kosztem, ale trzeba zrozumieć, że to nie tędy droga.
Czytaj też:
Gen. Komornicki: Ukraińska kontrofensywa była wysyłaniem żołnierza na śmierćCzytaj też:
Prof. Kik: Projekt ustawy wiatrakowej był antyspołeczny