Życzę więc stałej płacy wszystkim bezrobotnym, a stałej pracy tylko tym z nich, którzy jej pragną. Życzę wszystkim pracującym na umowach śmieciowych, żeby mogli się cieszyć etatowymi, a tym, którzy już je mają, aby były to wyłącznie umowy na czas nieokreślony. Natomiast zatrudniającym tych ludzi przedsiębiorcom życzę, aby ich firmy nie wpadały w tarapaty z powodu wysokich kosztów; by przynosiły wyłącznie zyski i żadnych strat.
Życzę górnikom, by nigdy żadnego z nich nie zwolniono z pracy i żadnemu nie odebrano nawet deputatu węglowego. I żeby zamiast, jak obecnie, 14 pensji w roku brali ich jeszcze więcej, choćby wydobywany przez nich węgiel, i tak już drogi, miał kosztować dwa razy drożej i z tego powodu kompletnie nikt nie chciał go kupować, a jego hałdy trzeba było przerabiać na górki dla narciarzy. Natomiast tym, którzy opalają swe domy węglem, życzę, żeby zawsze mieli pod dostatkiem taniego węgla, choćby z importu.
Życzę stuprocentowych podwyżek wszystkim emerytom. A ich dzieciom i wnukom – wymarzonej, jak najszybszej emigracji z Polski do jednego z tych krajów, w których nie trzeba co miesiąc płacić tak potężnego jak u nas haraczu na tonący w długach ZUS.
Życzę unieszczęśliwionym, bo niespodziewanie uzdrowionym policjantom (w tym roku mocno spadła ich chorobowa absencja), którym niedawno obniżono ekwiwalent za zwolnienie lekarskie z 100 do 80 proc. pensji, aby znów mogli się cieszyć na chorobowym już nawet nie 100 proc., ale 120 proc. pensji. Tak, aby żadnemu z nich już nigdy nie opłacało się pracować. A wyłącznie chorować i „chorować”.
Życzę rolnikom, żeby ich składek do KRUS nadal nikt nie ośmielił się podnieść, a emerytury z KRUS – wręcz przeciwnie – niech je wreszcie ktoś chociaż potroi. I żeby nikt nigdy więcej nie miał prawa czepiać się składek do KRUS, pod karą bardzo wysokiej grzywny lub utraty wolności do lat 10.
Życzę nauczycielom, by nawet nie próbowano podnieść im pensum choćby o jedną godzinę lekcyjną ani zmusić ich do morderczej pracy również w czasie zasłużonych wakacji. Natomiast dzieciom życzę, aby przez cały rok znajdował się ktoś, kto – oprócz rodziców – zechciałby się nimi zajmować.
A skąd na to wszystko wziąć pieniądze?
A skąd ja mam wiedzieć?! Dziś głos ma św. Mikołaj, więc niech to on się martwi o wypłacalność Rzeczypospolitej. Nie tracę przy tym nadziei, że zachowa się tak jak na prawdziwego św. Mikołaja przystało, czyli odpowiedzialnie. A to oznacza, że zanim wręczy jakikolwiek prezent – jeśli wręczy! – oceni, czy Polaków na którykolwiek z nich stać. A potem, po ich ewentualnym wręczeniu, nie czmychnie za granicę, jak to właśnie – po rozdaniu całej kasy – uczynił podszywający się pod niego przez kilka lat Donald Tusk.
Czyli mam nadzieję, że prawdziwy św. Mikołaj zostanie z nami – na dobre i na złe.