Przyzwyczajony, jak wszyscy skamandryci, do przedwojennej sławy, pieniędzy, źle znosił emigracyjną wegetację, zwłaszcza gdy na początku 1944 r. rząd londyński cofnął mu comiesięczny zasiłek za związki z amerykańską partią komunistyczną, wygłaszane na wiecach robotniczych żarliwe, agitacyjne przemówienia na rzecz Związku Sowieckiego, Wandy Wasilewskiej i jej Związku Patriotów Polskich, PPR.
Za „ślepą miłość do bolszewizmu” z „agentem Moskwy”, jak go teraz nazywano, zerwała większość emigracji, na czele z jego wieloletnimi, serdecznymi przyjaciółmi: Lechoniem i Wierzyńskim.
Tuwim chciał więc wracać już wcześniej, ale długo i twardo negocjował warunki swego powrotu – nakłady, honoraria – z Jerzym Borejszą, głównym wtedy komisarzem od kultury, który godził się niemal na wszystko.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.