RYSZARD GROMADZKI: Co się dzieje w Dorohusku i na innych przejściach granicznych z Ukrainą? Czy rzeczywiście zboże, cukier i inne produkty rolne z Ukrainy wlewają się do Polski szerokim strumieniem? Pośrednio przyznał to podczas niedawnej interwencji poselskiej wiceszef resortu rolnictwa, Michał Kołodziejczak. Naprawdę nikt nie jest w stanie nad tą kontrabandą zapanować?
RAFAŁ MEKLER: Słuchałem Kołodziejczaka i dostrzegam luki w tym, co mówi. On wie, że gdzieś dzwoni, ale chyba nie wie, w którym kościele. Co do „kontrabandy”, to zależy, co pod tym określeniem rozumiemy. Wyobraźmy sobie sytuację, że towar do Polski wjechać nie może, bo jest to np. objęte embargiem zboże. Ale towar jedzie do Niemiec, na Litwę czy Łotwę, gdzie dostaje niemieckie, litewskie, łotewskie czy unijne świadectwo fitosanitarne i spokojnie wraca do Polski. Proste. Przebicie jest bardzo duże.
Czy to znaczy, że polski rząd nie ma realnych instrumentów, żeby chronić nasz rynek? Czy protest, który prowadzi pan w Dorohusku, a rolnicy w całym kraju, ma jakieś oparcie w Warszawie?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.