Na Ukrainie rozstrzygają się losy naszego kraju. I to na pokolenia. Jeśli Rosja podporządkuje sobie naszego sąsiada, stanie się dla nas na powrót imperialnym zagrożeniem. Jeśli Ukraina obroni swoją niepodległość, niebezpieczeństwo ze Wschodu zostanie zażegnane. Alternatywa ta pozostaje prawdziwa dla całej środkowo-wschodniej Europy.
Dlatego postawę prezydenta Litwy Dalii Grybauskaitė uznać można za wzorcową dla poważnego polityka naszego regionu. Oświadczyła, że wobec jawnej napaści Moskwy na Ukrainę Litwa będzie wspierać ją wszystkimi możliwymi sposobami. Już dziś oddaje jej środki, jakimi dysponuje, w tym broń defensywną. Wilno nie ufa Moskwie i wie, że musi być gotowe do obrony. Jako pierwszy kraj NATO Litwa utworzyła już siły szybkiego reagowania. Swoje przemówienie Grybauskaitė zakończyła wezwaniem: „Jeżeli nie pomożemy Ukrainie, sprzedamy nie tylko Ukrainę, ale też samych siebie”.
Gdyby był to głos nie tylko małej Litwy, ale większości krajów regionu, Unia Europejska nie mogłaby go zlekceważyć. Niestety, prezydent Liwy pozostaje osamotniona. Przywódcy Polski, która ma potencjał, aby zorganizować inne kraje środkowo-wschodniej Europy i wpłynąć na politykę unijną, nie robią nic. Prezydent Kaczyński dążył do tego, aby Polska stała się takim ośrodkiem integracji i – mimo bojkotu ze strony opozycji politycznej oraz głównych ośrodków opiniotwórczych wewnątrz kraju – osiągał w tej mierze realne sukcesy. Dziś zmieniło się to diametralnie. Szczególnie wymowna jest bierność Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.
W kraju premier Kopacz ogłosiła: „Słyszałam od kandydata PiS na prezydenta, że powinniśmy wysłać żołnierzy na Ukrainę. I to jest przerażające, bo jeśli priorytetem w programie wyborczym przyszłego prezydenta jest taka deklaracja, to ja mogę odpowiedzieć tylko jedno: PiS zawsze ciągnęło do wojny, a Platforma chciała pokoju”.
Nie chodzi nawet o to, że wypowiedź ta jest kłamstwem (premier Kopacz przyzwyczaiła nas do tego), gdyż Andrzej Duda nic takiego nie powiedział. Chodzi o to, że dziś, kiedy należy mobilizować Polaków i apelować do ich odwagi, premier usiłuje ich przestraszyć i serwuje infantylną bajeczkę o tym, że jeśli będziemy cisi, to nikt nas nie zauważy. Putin będzie wdzięczny, gdyż umożliwi mu to realizację jego imperialnych planów. Dla premier ważne są jednak wyłącznie partyjne interesiki.
Identycznie zachowuje się prezydent Komorowski: „Jeśli pretendent do roli zwierzchnika sił zbrojnych chce się na poważnie zastanawiać nad wysłaniem wojsk na Ukrainę, to jest to niepoważne i groźne”. Tym razem kłamstwa podane są ostrożniej, w trybie warunkowym. Nie zmienia to jednak ich wymowy.
Oto reakcja władz PO wobec największego wyzwania, przed którym stanął nasz kraj.