Grana przez Kirsten Dunst reporterka wojenna Lee Smith wykłada morał filmu „Civil War” wprost. „Za każdym razem, gdy uchodziłam cało ze strefy wojny, sądziłam, że wysyłam do domu ostrzeżenie: nie czyńcie tak. A jednak stało się”. Mówiąc biskupem Ignacym Krasickim: „Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie!”. Tylko tyle? Znam lepsze sposoby wydania 50 mln dol. A jednak się stało.
Alex Garland nakręcił film idealnie kwalifikujący się do ukochanej przez Hollywood kategorii „pretensjonalny film na ważny temat”. Ale – jak celnie zauważyła Stephanie Zacharek w recenzji na łamach tygodnika „Time” – jest różnica między filmem głębokim a takim, który tylko usilnie próbuje nas o tym przekonać. Garland próbuje z całych sił, a mimo to wychodzi mu film, który jest unikiem. Sam zresztą w wywiadach się kryguje i w unik ucieka: nie, nie chodziło mu o polityczną lekcję, chciał opowiedzieć o odpowiedzialności dziennikarzy za to, co widzą. Oczywiście to sprawa istotna. Szczególnie w strefie wojny: być beznamiętnym świadkiem? Relacjonować czy współuczestniczyć? Widząc oczywiste zło, może jednak próbować nieznacznie popchnąć języczek wagi?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.