Pałyga z Wittem-Michałowskim są tego rodzaju prowokatorami, których szanować trzeba.
Lubelscy teatromani już to wiedzą, a reszcie polskiej widowni należy to przypominać: w miejskim Centrum Kultury – a więc w miejscu, które nie ma słówka „teatr” w nazwie – od zawsze zdarzają się mocne rzeczy teatralne. To miejsce z dużymi tradycjami offowymi, czy – jak to się wcześniej określało – alternatywnymi, gdzie cały czas pracuje grupa interesujących twórców. Pozostają nieco na uboczu obecnego ogólnopolskiego mainstreamu. Szkoda – ponieważ są to nie tylko zawodowcy, lecz także artyści, którzy mają sporo do powiedzenia. Chodzą własnymi ścieżkami, a czasem podrzucają i opracowują tematy, o których centra teatralnej Polski nie wiedzą, wiedzieć nie chcą albo dopiero się dowiadują.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.