W poniedziałek na konferencji prasowej w Mińsku Tomasz Szmydt, sędzia II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, poinformował, że poprosił o azyl polityczny na Białorusi i przekonywał, że musiał opuścić Polskę, ponieważ nie zgadza się z działaniami władz w Warszawie względem Rosji i Białorusi. Szmydt ogłosił także rezygnację z funkcji sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. "Zrzeczenie się funkcji sędziego jest wyrazem protestu przeciwko niesprawiedliwej i krzywdzącej polityce prowadzonej przez władze Rzeczypospolitej Polskiej wobec Republiki Białorusi oraz Federacji Rosyjskiej" – przekazał.
Milczenie przerwała jego była żona, Emilia. – Po prostu szok. Nigdy bym się tego nie spodziewała. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby mój były mąż był szpiegiem w czasie naszego małżeństwa, ale z pewnością miał dostęp do wielu informacji, za które obce wywiady mogły chcieć zapłacić – mówi Radiu Zet.
Emilia Szmydt: Tak mówił mąż
"Mała Emi" to postać, która pojawiła się w tzw. aferze hejterskiej – najpierw jako jej antybohaterka, a następnie sygnalistka, która ujawniła szczegóły. Jak mówi, mąż "kiedyś sam przyszedł przerażony, że odbierał jakieś tajne dokumenty dla komisji weryfikacyjnej".
– Przyjechać miały jakimś specjalnym konwojem, a on mówił wprost, że nie powinny być w ogóle im przekazywane. Nie mieliśmy od dłuższego czasu żadnych kontaktów, ale spędziliśmy razem wiele lat, dawał mi nawet dostęp do swoich profilów w mediach społecznościowych. Myślę, że coś bym zauważyła – przekonuje. – Nigdy nikt z żadnych służb nie próbował mnie werbować. Były mąż opowiadał, że próbują go zniszczyć plotkami o jego kontaktach właśnie ze służbami i że od kiedy jest niezależny, powinni się go bać – mówi.
Szmydt dopytywana, czy ma pewność, że nic niepokojącego w relacjach męża nie umknęło jej uwadze, stwierdza: – Nie widziałam i nie wyczuwałam nic, co by zdradzało, że jest, jak to się mówi, "ruską onucą".
– Nie utrzymywał wielu kontaktów towarzyskich. Głównie po pracy siedział ze mną w domu albo spędzał czas z dziećmi. Nie mam łatwego charakteru, więc wiele razy sprawdzałam, czy nie prowadzi jakiegoś "drugiego życia". Wprawdzie chodziło mi o nasz związek, bo nigdy nie podejrzewałam go o to, że jest agentem – zaznacza Szmydt.
Zaznacza, że wątki Europy Wschodniej nie pojawiały się w ich relacji. Pytana, czy jeździli na Wschód, odpowiada: – Nigdy nikogo takiego nie poznałam, ani nie widziałam. Na wakacje jeździliśmy na zachód np. do Grecji.
Czytaj też:
Sprawa Szmydta. Kamiński o weryfikacji sędziów: Były opory i reakcjeCzytaj też:
Sprawa Szmydta, to "największa afera szpiegowska III RP"? "Są mocne przesłanki"