Zachodni wokersi mieli problem. Wiedzieli, że muszą narzucić społeczeństwu rozwiązania rewolucyjne. Zgodnie z wyznawaną przez siebie ideologią, która neguje istnienie rzeczywistości obiektywnej, normy i natury, odrzuca tradycję i pamięć, należy wszystko uczynić nowym. Należy ogłosić, że relacje homoseksualne są równie słuszne jak związek między mężczyzną a kobietą, przyjąć, że płeć jest kwestią wyboru i każdy może mieć taką, do jakiej się wewnętrznie poczuwa, a taki wybór powinien zostać zaakceptowany i przyjęty przez społeczeństwo, wreszcie uznać, że największym przejawem dyskryminacji dziejowej jest istnienie matek i ojców, bo tylko bezpłciowi rodzice nikomu nie przeszkadzają.
Ci, którzy wiedzą
Tę świadomość płynności, to przekonanie, że odziedziczone ludzkie relacje oparte są na niesprawiedliwości mają jednak tylko nieliczne elity. Jak te szaleństwa teorii queer oraz inne pomysły wynikające z neomarksistowskiej krytycznej teorii sprawiedliwości narzucić wszystkim? Jak zmusić ludzi do przyjęcia za własne rozwiązań, które pozostają w radykalnej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, logiką i doświadczeniem? W jaki sposób doprowadzić do uznania za „zachodnie wartości” tego co szalone i nienormalne? Jak doprowadzić do tego, żeby ogół ludzi zdrowych na ciele i umyśle dał się przekonać do przyjęcia nowej rewolucji, wierząc, że na tym polega przywiązanie do Zachodu?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.