Po czym poznać, czy ma się szczęście mieszkać w państwie rządzonym przez mężów stanu, czy nieszczęście mieszkać w kraju ledwie administrowanym przez politykierów? To stosunkowo proste.
W państwie rządzonym przez mężów stanu jest nie do pomyślenia, by interesy tego państwa były podporządkowywane interesom innego państwa lub innych państw, choćby najpotężniejszych, choćby deklarujących wieczną przyjaźń i najlepsze intencje.
W państwie rządzonym przez mężów stanu niezmiernie rzadko sprawy obrony przez całe długie dziesięciolecia prowadzone są tak, że nawet dziecko wie, iż jego ojczyzna nie byłaby w stanie oprzeć się agresji większości swoich sąsiadów.
W przypadku państwa rządzonego przez mężów stanu jest nie do wyobrażenia, by przez ponad 25 lat nie udało się go uwolnić od monopolu gazowego innego, wysoce mu nieprzychylnego państwa, które wcześniej przez niemal pół wieku, a jeszcze wcześniej przez kolejne ponad sto lat odbierało mu prawo do niepodległości.
W kraju rządzonym przez mężów stanu po prostu się nie zdarza, aby dochodziło do sytuacji, w której nie jakaś niespotykana w dziejach katastrofa, ale całkiem zwykła fala zwykłych upałów, choćby i dłuższych niż zazwyczaj, powodowała zagrożenie dla ciągłości dostaw prądu i zmuszała do pozbawiania go części odbiorców.
W kraju rządzonym przez mężów stanu nie dochodzi regularnie do katastrof hydrologicznych – byle susza nie zamienia największych rzek w bagienne dolinki, a pól uprawnych w wyschnięte rżyska, natomiast byle powódź nie przemienia miast i całych osiedli w odcięte od świata wyspy beznadziei.
W państwie rządzonym przez mężów stanu nad obywatelami przez dziesięciolecia nie wisi widmo katastrofy systemu emerytalnego. Jego całkowitej niewypłacalności albo – w najlepszym razie – groźby wypłaty milionom seniorów głodowych świadczeń. W państwie rządzonym przez mężów stanu obywatele nie muszą umierać na samą myśl o popadnięciu w chorobę i konieczności zetknięcia się ze skrajnie niewydolnym systemem ochrony zdrowia.
W państwie rządzonym przez mężów stanu obywatele nie muszą się trząść ze strachu na samą myśl o konieczności kontaktu z jego przedstawicielem: policjantem, strażnikiem miejskim, urzędnikiem skarbówki, celnikiem lub inspektorem sanepidu…
Albowiem mężowie stanu w pierwszej kolejności myślą o dobrej przyszłości swoich państw, a dopiero w drugiej albo jeszcze dalszej – o własnej przyszłości. A politykierzy wręcz przeciwnie, czego nie od wczoraj doświadczamy na własnej skórze.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.