Od tej pory, zanim jakikolwiek inwestor kupi strategiczną polską spółkę, będzie musiał poprosić ministra skarbu Rzeczypospolitej o zgodę – obwieścili całkiem niedawno z niekłamaną radością i dumą rządzący politycy, kwitując w ten sposób przyjęcie ustawy, która pomoże chronić najważniejsze firmy przed wrogim, z punktu widzenia interesów naszego państwa, przejęciem.
Nietrudno obliczyć, że trzeba było – z grubsza licząc – aż 26 lat, w tym ośmiu pod rządami Platformy, by kierujący nawą państwową politycy doprowadzili do uchwalenia, jak sami przyznają, dokumentu o tak fundamentalnym dla bezpieczeństwa kraju znaczeniu.
A zatem to na pewno powód do dumy i chwały? A może jednak – do kroćset! – do spalenia się ze wstydu? No bo jakże to: przez długie ponad ćwierć wieku nasze, z trudem odzyskane po półwieczu, państwo nie miało skutecznego narzędzia do chronienia swych kluczowych interesów i nikomu to nie przeszkadzało? Żadnemu prezydentowi, premierowi, ministrowi prywatyzacji, Skarbu Państwa, gospodarki, obrony narodowej, koordynatorowi służb specjalnych? Ćwierć wieku nie starczyło, by sporządzić żelazną listę firm o strategicznym dla bezpieczeństwa RP znaczeniu i przyjąć przepisy, które pozwalałyby strzec ich niczym oka w głowie? Rozwiązania, które wprowadzono wcześniej, na czele z ustawą o „szczególnych uprawnieniach Skarbu Państwa” z 2005 r. (dawała Skarbowi Państwa prawo do tzw. złotej akcji w spółkach strategicznych) oraz ustawą „o szczególnych uprawnieniach ministra skarbu” z 2010 r., okazały się bowiem dziurawe jak sito.
A więc przez ćwierć wieku nikomu nie przeszkadzało, że interesy III RP nie są chronione tak, jak powinny być chronione interesy państwa – wzorem choćby niemieckiego czy brytyjskiego? Ito w sytuacji, gdy od początku swego istnienia III RP musi się zmagać z bezpardonowymi, monopolistycznymi praktykami Rosjan, szczególnie w branży naftowej i gazowej, które kosztują nas grube miliardy złotych rocznie. W sytuacji, gdy doświadczenia płynące ze współwłasności – polsko-rosyjskiej – polskiego odcinka gazociągu jamalskiego rodzą jak najgorsze skojarzenia. W sytuacji, gdy Rosjanie raz po raz próbują przejąć kontrolę nad którymś z naszych kluczowych koncernów – takich jak Rafineria Gdańska (co wyszło na jaw podczas prac sejmowej komisji śledczej wyjaśniającej aferę Orlenu) czy Grupa Azoty, której 20 proc. akcji już przechwycili Rosjanie z Grupy Acron.
Jednak przecież nie tylko o Rosjan chodzi. Także o to, że niedobrze, gdy np. monopol polskiego państwa w telekomunikacji (TP SA) bezrefleksyjnie zastępujemy monopolem państwa francuskiego i – całkiem niedawno – bez mrugnięcia okiem sprzedajemy firmę zarządzającą energetyczną infrastrukturą całych polskich kolei (PKP Energetyka SA).
Może więc Polska wciąż nie zasługuje na miano państwa? A jeśli tak, to wskutek głupoty rządzących, korupcji czy zdrady?