Już podpisanie przez niemieckie i rosyjskie koncerny umowy na budowę pierwszej nitki Gazociągu Północnego, Nord Stream 1, było słusznie porównywane z haniebnym paktem Ribbentrop-Mołotow. Jak jednak nazwać i do czego porównać niedawne – a więc po napaści Rosji na Ukrainę, po zaanektowaniu przez nią Krymu i oderwaniu części Donbasu – podpisanie przez te koncerny umowy na budowę drugiej nitki Gazociągu Północnego, Nord Stream 2? Oba gazociągi, z czego Niemcy doskonale zdają sobie sprawę, uderzają w podstawy bezpieczeństwa – nie tylko energetycznego – Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, czterech państw należących, tak jak Niemcy, do UE, a także do NATO. I co? I nic, bo Berlin ma to po prostu w nosie.
A to niejedyny przykład rozbijania europejskiej solidarności przez Niemcy, które z pozostałymi państwami UE chętnie dzielą się tylko stratami, zyski zatrzymując dla siebie. Aby sięgnąć po inny, pierwszy z brzegu, Niemcy robią to samo, zmuszając kraje Unii do przyjmowania tysięcy uchodźców, których najpierw – lecząc swe ludobójcze kompleksy związane z II wojną światową – same zaprosiły i którzy pragną osiąść w Niemczech, a nie w którymkolwiek państwie, do jakiego chce ich siłą wyekspediować kanclerz Merkel. No dobrze, ale co z tym fantem począć? Po pierwsze, ale wyłącznie na prawach political fiction, możemy spróbować wyrzucić Niemcy – za łamanie europejskiej solidarności – zUE. Wszelako w tym przypadku razem z nimi musielibyśmy spróbować wyrzucić również Francję, Holandię, Austrię i Wielką Brytanię, albowiem Nord Stream 2 oprócz rosyjskiego Gazpromu i niemieckich E.ON i BASF zbudują także właśnie austriacki OMV, brytyjsko-holenderski Shell i francuska Engie.
Możemy jednak – to drugie rozwiązanie – przestać udawać, że taki farmazon jak europejska solidarność istnieje. Bo nie istnieje i nigdy nie istniała. Dla Niemców bowiem europejska solidarność zawsze oznaczała i będzie oznaczać tylko to, co służy interesowi Niemiec, czyli solidarność niemiecką. I nie sposób mieć do nich pretensji, że zawsze działają wyłącznie w swoim interesie. A że czasami bywa on zbieżny z interesem tego czy innego państwa – a to należącego do UE, np. Polski, a to nienależącego do niej, tak jak Rosja w przypadku Gazociągu Północnego – to już inna sprawa.
Istnieje też, niestety, trzecie wyjście. Możemy nadal, jak idioci, udawać, że istnieje coś takiego jak solidarność europejska. Dalej akceptować, lecz tego publicznie nie zauważać, że to Niemcy decydują, co ona w danej sprawie i chwili oznacza i zgodnie z tym postępować. Czyli możemy, jak do tej pory, w sprawach, w których nie mieliśmy i nie mamy odwagi zdefiniować własnego interesu i twardo go realizować, w istocie działać w interesie Niemiec. A więc nie tylko nie we własnym, lecz nierzadko przeciw niemu – przeciw interesowi Polski.