Jedni wskazują na ucieczkę przed grożącymi mu postępowaniami sądowymi w związku z zarzutami o korupcję. Inni dowodzą, że to realizacja od dawna przygotowanego planu geopolitycznego, który to, pod nazwą „clean break” został przedstawiony premierowi Izraela pierwszy raz w 1996 roku przez Richarda Perle’a. Zgodnie z nim Izrael nie powinien dążyć do kompromisu i pokoju z państwami muzułmańskimi, lecz, przeciwnie, musi rozszerzać strefę destabilizacji w swoim otoczeniu. Mogą się ostać tylko te reżimy, które dają się zhołdować. Inne mają zostać zniszczone lub osłabione – dlatego Izrael po kolei interweniuje (sam lub z pomocą USA) w Libanie, Syrii, Iraku, Jemenie a teraz w Iranie. Wreszcie zwolennicy premiera Netanjahu i jego główny poplecznik, prezydent Donald Trump, utrzymują, że jedynym prawdziwym motywem działania była obawa przed potencjalnym wyprodukowaniem broni atomowej przez Iran. Wiele razy mówiłem, że teza ta wydaje mi się nieprawdziwa a podany oficjalnie powód ataku jest pretekstem. Żeby zrozumieć działanie Izraela trzeba, sądzę, odwołać się nie do motywów politycznych, ale religijnych. Starałem się to pokazać w „Epilogu” mojej książki „Mit starszych braci w wierze”, w której to skupiłem się na dramatycznych błędach katolickiej teologii po Soborze w stosunku do judaizmu, ze szczególnym uwzględnieniem nauk Jana Pawła II. Czytelnikom dorzeczy.pl przypominam teraz ten „Epilog”.
XXX
W całej książce starałem się pokazać szkodliwość dokonywanego od lat 60. XX w. „przewartościowania wartości” judaizmu dla Kościoła i wiary. Polityką, z nielicznymi wyjątkami, praktycznie się nie zajmowałem. A jednak na końcu uznałem, że warto do tych wcześniejszych notatek dodać jeszcze jedną, jeszcze jeden kamyczek do mozaiki.
Otóż nie da się ukryć, sądzę, że ostatnich kilkanaście lat to okres rozwoju i szybkiego wzrostu znaczenia żydowskiego, politycznego mesjanizmu z jednej strony oraz towarzyszącego mu innego, osobliwego zjawiska: pojawienia się swego rodzaju nowej religii, judaizmu dla pogan, religii noachickiej. Jej duchowym patronem był opisywany wcześniej rabin Benamozegh, którego apostołem wśród katolików stał się niedoszły ksiądz Aime Palliere. Z jednej strony żydowscy mesjaniści, a są wśród nich także najważniejsi izraelscy politycy, snują niemal imperialne plany, z drugiej strony rośnie liczba dawnych chrześcijan, którzy chcą wspierać ich realizację. Niezwykłe to zjawisko! Chrześcijanie porzucają Chrystusa i godzą się służyć doczesnej wielkości i potędze państwa Izrael – czy taki proces byłby możliwy, gdyby nie właśnie dziedzictwo dialogu z judaizmem, gdyby nie meaculpizm i gdyby nie fatalny wpływ opisywanego tu mitu? Nie wiem, co by było, gdyby te słowa nie padły i gdyby nie stały się swego rodzaju wyznaniem podległości, ale przypuszczam, że katolicki opór wobec duchowego podboju przez ten polityczny mesjanizm byłby niezrównanie silniejszy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

