Rockowej dekadencji ciąg dalszy.
76-letni Bruce Springsteen, wyręczając biografów, zapragnął utrwalić po wsze czasy wizerunek swojaka, któremu wystarczyła znajomość dwóch gitarowych akordów, by rzucić na kolana USA i w konsekwencji świat cały (bo Ameryka przecież mylić się nie może). Reguły success story wymagają, by w drodze na szczyt bohater kilka razy się potknął i solidnie poturbował. The Boss wspaniałomyślnie wyraził zgodę na upublicznienie jednego upadku. Miał on ponoć miejsce zimą 1982 r., w trakcie nagrywania albumu „Nebraska”.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
