Były komandos-saper z Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu Ireneusz Michalik w wywiadzie dla „Onetu” negatywnie wypowiedział się o wpuszczaniu bez żadnej kontroli wszystkich obywateli Ukrainy do Polski w kontekście dywersji na polskiej kolei i innych sabotażowych działań w Polsce jak np. podpalenia.
Michalik przypomniał, że zastosowano ładunki plastiku, jednak jego zdaniem sabotażyści źle porcjowali materiał wybuchowy, który podzielili na trzy części. W rezultacie w dwóch miejscach ładunki zniszczyły szyny, a w trzecim, mimo że doszło do eksplozji, szyna nie uległa zniszczeniu. Obrazują to udostępnione w przestrzeni publicznej zdjęcia.
W ocenie byłego sapera choć wykonawcy nie wszystko zrealizowali tak jak prawdopodobnie chcieli, to byli specjalistami. – To byli ludzie po przeszkoleniu wojskowym. Wiedzieli, jaki wykorzystać materiał, wiedzieli, jak zastosować zapalniki elektryczne na stosunkowo krótkim przewodzie. Na pewno coś już wysadzali, a jednak nie wysadzali wystarczająco wielu obiektów infrastruktury krytycznej, czyli nie mieli wystarczającego doświadczenia w niszczeniu tak specyficznych obiektów, jakimi są tory kolejowe – powiedział Michalik.
Były wojskowy powiedział, że być może Ukraińcy ci "uczyli się ze starych podręczników", ponieważ ich metoda zadziałałaby skutecznie "na wagony starego typu". Przejeżdżający tamtędy pociąg był natomiast bardziej nowoczesny.
Były komandos-saper: Wpuszczenie tysięcy Ukraińców bez kontroli było ogromnym błędem
Michalik odniósł się także do informacji o tym, że podłożonym ładunkiem był najpewniej amerykański C4. – To ciekawe, że jeszcze do pełnoskalowej wojny w Ukrainie najtrudniej dostępnym materiałem był u nas właśnie amerykański C4. Jednak mamy wojnę, która wiąże się z chaosem, znikającymi dostawami, korupcją, a na Ukrainę idą masowo amerykańskie materiały wybuchowe. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby dziś to właśnie C4 był w naszym regionie najbardziej dostępnym materiałem wybuchowym – powiedział
Michalik wyraził opinię, że "ogromnym błędem ze strony naszych władz było wpuszczenie w 2022 r. do Polski tysięcy Ukraińców bez kontroli, bez pobierania odcisków palców, bez dokumentów, bez weryfikacji".
– Ukraińcom trzeba było pomóc, ale w inny sposób: stworzyć obozy filtracyjne, przez które oni przechodzą, zostawiając wszystkie swoje dane. Wraz z ukraińskimi uchodźcami do Polski mogli się przedostać rosyjscy i prorosyjscy sabotażyści. To, że tego nie zrobiliśmy, jeszcze nie raz odbije się nam czkawką – zwrócił uwagę.
Akt sabotażu na polskiej kolei
Do aktu dywersji doszło 15-17 listopada na trasie Warszawa-Lublin (wieś Mika). Powołując się na polskie służby, władze w Warszawie przekazały, że eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła kawałek toru kolejowego. Do uszkodzenia torów miało dość też w innym miejscu. Niedaleko stacji kolejowej Gołąb na Lubelszczyźnie pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej. W sprawie trwają intensywne czynności operacyjno-rozpoznawcze i dochodzeniowo-śledcze, w tym zatrzymania osób.
Premier Donald Tusk poinformował we wtorek w Sejmie, że za aktem dywersji na kolei stoją Ukraińcy współpracujący z wywiadem Rosji. Jeden z podejrzanych to mieszkaniec Donbasu, pracownik miejscowej prokuratury, drugi przebywał na terenie Polski mimo, że był skazany przez sąd we Lwowie za akty dywersji. Według Tuska osoby te tuż po zamachu uciekły na Białoruś, opuszczając terytorium Polski przez przejście graniczne w Terespolu. Pomagało im co najmniej czterech kolejnych Ukraińców. Trwają zatrzymania i czynności operacyjne.
Polska miała zwrócić się o pomoc do Amerykanów, a w sprawę ma być zaangażowana m.in. Narodowa Agencja Bezpieczeństwa, która odpowiada za wywiad elektroniczny i bezpieczeństwo komunikacji USA. Sekretarz generalny NATO Mark Rutte poinformował natomiast, że pozostaje w stałym kontakcie z polskimi władzami w sprawie eksplozji oraz że Kwatera Główna NATO czeka na wyniki śledztwa. Po słowach Tuska o tym, że za akty dywersji odpowiedzialni są Ukraińcy współpracujący z FSB, rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow skomentował, że w Polsce szerzy się rusofobia.
Czytaj też:
Co z Ukraińcami, którzy zbiegli na Białoruś? Polska domaga się ich wydania
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
