Wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy antysemityzm oraz czy przypadkiem nie siedzimy w redakcji na Czerskiej. W tej licytacji w ostatnim czasie wygrali ex aequo pan prof. Wojciech Sadurski oraz Tomasz Terlikowski.
W przypadku pana Sadurskiego staczanie się w odmęty szaleństwa było stopniowe, ale bardzo konsekwentne. Dziś mieszkającego w Australii prawnika nikt już w Polsce nie traktuje poważnie. Ot, taki tam pocieszny dziadunio, który od czasu do czasu odzywa się z tych swoich antypodów, żeby powiadomić nas, że pan Nawrocki to głupek, a pan Kaczyński – faszysta. Względnie na odwrót. Taki stały polskiego element folkloru politycznego, na który już nie zwraca się szczególnej uwagi. Po prostu jest, tak jak jest lampa uliczna na rogu czy śmietnik w kącie.
Casus pana Terlikowskiego to jednak coś innego. Tutaj zmiana frontów w wielu sprawach była równie radykalna co błyskawiczna i zaszła w ciągu zaledwie około trzech lat, począwszy od mniej więcej 2020 r. Za nią poszły nowe posady, propozycje, miejsca pojawiania się. Z pogromcy ideologii LGBT i wyznawcy katolickiej ortodoksji nic dzisiaj nie zostało. Dzisiaj jest obły przedstawiciel tolerancjonistycznego mainstreamu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
