"Sargent i olśniewający Paryż” – tak nazywa się wystawa w Musée d’Orsay, specjalizującym się w sztuce fin de siècle. Epoce tak bardzo inspirującej dla artystów. Stolica Francji przyciągała wtedy malarzy z całego świata. Przyciągnęła też i Sargenta. Mówiono o nim: „Z urodzenia Amerykanin. Z pędzla Francuz”. To tu, nad Sekwaną, „zaraził się” impresjonizmem.
„Paryż był dla niego czymś więcej niż tylko przystankiem” – piszą autorzy wystawy w katalogu. „Kiedy osiedlił się tu w 1874 r., stolica Francji tętniła energią, a błyskotliwy młody artysta odnalazł swoje powołanie. Kształcący się w pracowniach Carolusa-Durana i Léona Bonnata Sargent urzekł paryskie towarzystwo. Dzięki wirtuozerii pociągnięć pędzla, sile portretów i elegancji spojrzenia wypracował swój niepowtarzalny styl. Francuski świat sztuki okrzyknął ten niezwykły, niekiedy szokujący talent, zanim uznanie stopniowo ustąpiło miejsca pewnej nieufności… i ostatecznie zapomnieniu w XX w”..
Sargent i Paryż wydawali się nierozłączną parą. Ale wielkie miłości niekiedy kończą się nagłym zerwaniem. Specjalną biograficzną wystawą Musée d’Orsay przeprasza za skandal sprzed 143 lat.
Obywatel świata
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
