Znane są niewiarygodne losy osób, które otarły się o śmierć i wygrały z nią. Zapewne najbardziej zdumiał naukowców przypadek Anny Bagenholm, która zmartwychwstała po swojej śmierci. Dwudziestodziewięcioletnia norweska radiolog, zjeżdżając na nartach, straciła panowanie i wpadła w szczelinę lodową pod strumień lodowatej wody. Wyciągnięta po 80 minutach z pułapki nie dawała żadnych oznak życia. Jej puls zanikł, krew przestała krążyć, a temperatura ciała spadła do 13,7 st. (a przy obniżeniu do 33 stopni pojawiają się omamy i otępienie, natomiast przy 24 stopniach dochodzi do śmierci). W stanie śmierci klinicznej przewieziono narciarkę helikopterem do szpitala wTromso, gdzie znalazła się pod opieką dużego zespołu lekarzy i pielęgniarek, którzy trudzili się, aby przywrócić jej życie. Nadzieja była niemal zerowa, ale po trzech godzinach serce Anny tknęło i życie zaczęło znowu płynąć wjej żyłach. Powoli ruszyły wszystkie ważne narządy i po 10 dniach Anna otworzyła oczy. Była sparaliżowana od szyi wdół i musiała spędzić kilka miesięcy na intensywnej terapii. Petter Andreas Steen, lekarz ze Szpitala Narodowego w Oslo, powiedział, że „z powodu zimna jej metabolizm zwolnił do tego stopnia, że tkanki potrzebowały bardzo mało tlenu do utrzymania się”. Stąd jej mózg nie doznał żadnych uszkodzeń. Wprawdzie Norweżka do dziś cierpi na drobne objawy uszkodzenia nerwów wdłoniach i stopach, ale istotne jest, że całkowicie odzyskała wszystkie funkcje życiowe.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.