Mówił o sobie, że jest tylko portierem, który otwiera drzwi, by do serca człowieka mógł wejść Bóg. Przez innych nazywany: wybitnym intelektualistą, elektronicznym ewangelizatorem i mistrzem słowa. Prowadzone przez niego audycje w radiu i telewizji, śledziło co tydzień trzydzieści milionów ludzi. Z jego zdaniem liczyli się prezydenci, hierarchowie kościelni, a przede wszystkim zwyczajni ludzie, którym wyjaśniał prawdy wiary. Jaki był tak naprawdę abp Fulton Sheen? Co myślał o swoim powołaniu jeden z najwybitniejszych ludzi kościoła XX wieku? Właśnie ukazało się polskie wydanie „Skarbu w glinianym naczyniu” - jedynej autobiografii abp Sheena, dzięki któremu możemy jeszcze lepiej poznać tego szczególnego świadka Chrystusa.
Jestem ambasadorem Chrystusa
Jak zatem ja widzę swoje życie? Widzę je jako kapłan. A to znaczy, że nie należę już do siebie, lecz w każdej chwili istnienia działam w osobie Chrystusa. Tak jak ambasador Stanów Zjednoczonych zawsze będzie uważany za przedstawiciela tego kraju – niezależnie od tego, czy znajduje się na urlopie czy w sali obrad – tak kapłan zawsze pozostaje ambasadorem Chrystusa. To jednak tylko jedna strona medalu, ponieważ kapłan cały czas jest również człowiekiem. Właśnie dlatego nadałem mojej autobiografii tytuł Skarb w glinianym naczyniu. Słowa te pochodzą z Drugiego Listu do Koryntian. Święty Paweł porównywał w nim siebie i innych apostołów do glinianych naczyń, w których przechowywany jest skarb (przykładem może być gliniana lampka, do której wlewano oliwę służącą do podtrzymywania płomienia). Wybrałem ten cytat, aby zwrócić uwagę na kontrast między wzniosłością powołania do kapłaństwa a kruchością ludzkiej natury, w której ono się realizuje.
My, księża, mamy niezwykłą moc działania in Persona Christi, czyli odpuszczania najcięższych grzechów, przenoszenia krzyża z Kalwarii na ołtarz, przy chrzcielnicy – powoływania tysięcy dzieci do Boskiego życia, a przy łożu śmierci – wprowadzania dusz do królestwa Bożego.
Z drugiej strony jednak jesteśmy tacy sami jak inni ludzie. Mamy te same słabości – jedni do butelki, drudzy do kobiet, inni do pieniędzy lub wyższego miejsca w hierarchii władzy. Każdy kapłan jest człowiekiem, który ma ciało ulepione z plastycznej gliny. Aby nie skalać przechowywanego w nim skarbu, musi zostać rozciągnięty na krzyżu ognia. Ze względu na wysokość, z jakiej możemy się stoczyć, nasz upadek może być cięższy niż upadek innych ludzi. Najgorszy rodzaj złych osób to złe osoby duchowne, ponieważ one zostały wezwane do tego, aby być bliżej Chrystusa.
Czym jest powołanie?
Pan nie wybiera najlepszych. Otrzymałem powołanie nie dlatego, że Bóg w swojej Boskiej mądrości uznał mnie za lepszego od innych. Boża miłość też jest ślepa. Znam tysiące mężczyzn, którzy bardziej niż ja zasługują na to, aby być kapłanami. On często wybiera niedoskonałe narzędzia, aby mogła objawić się Jego potęga. W przeciwnym wypadku można by odnieść mylne wrażenie, że to nie Duch, lecz glina czyni dobro. Do Jerozolimy Jezus wjechał na osiołku. Do Nowego Jorku, do Londynu i do dowolnej katedry świata może więc wchodzić w ludzkim ciele, które jest niewiele lepszym narzędziem.
To Bóg zna nas najlepiej
Nasz Pan nie darzy wielkim szacunkiem tych, którzy zajmują wysokie miejsce w rankingach popularności: „Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą” [Łk 6, 26]. Pozornie stawia to Ewangelię w niekorzystnym świetle i może wydawać się zniechęcające. Jezusowi chodziło jednak o to, abyśmy nie wierzyli wycinkom z gazet i nie dali się zwieść temu, co myśli o nas świat. Ogólnie mówiąc – im większą wagę przywiązujemy do ludzkich osądów, tym mniej czasu spędzamy na kolanach, robiąc rachunek sumienia. Światło jupiterów zewnętrznego świata jest wtedy tak mocne, że przyćmiewa nasze światło wewnętrzne. Jeśli często słyszymy pochwały, możemy odnieść fałszywe wrażenie, że na nie zasługujemy. W miarę upływu czasu zmienia się też sposób, w jaki je przyjmujemy. Początkowo czujemy zakłopotanie i jesteśmy zmieszani. Po pewnym czasie pochwały zaczynają się nam podobać, chociaż twierdzimy, że spływają po nas jak woda po kaczce. Ale kaczki przecież uwielbiają wodę! Ta druga faza na ogół przeradza się w cynizm, ponieważ zaczynamy się zastanawiać, czego naprawdę chce od nas osoba, która nas chwali.
I wreszcie jest też moje życie takie, jak widzi je Bóg. A Jego osąd jest zupełnie inny. Człowiek bowiem czyta z twarzy, Bóg czyta w sercu. Dawid nie został wybrany dlatego, że ładnie wyglądał, a Eliasz też nie z tego powodu został odrzucony. Nasz Pan widzi nas dwojako: z jednej strony widzi nas takich, jacy mamy być zgodnie z Jego zamiarem, z drugiej widzi, na ile odpowiadamy Jego łasce. Stwórca podjął wielkie ryzyko, kiedy dał ludziom wolną wolę. Podobnie ryzykują rodzice, gdy dają wolność swoim dzieciom. Bardzo piękną opowieść o różnicy między ideałem, jaki Bóg przygotował dla każdego z nas, a tym, w jaki sposób sami siebie kreujemy, znajdziemy u proroka Jeremiasza. Ostatecznie to Bóg pisze epitafium dla człowieka – nie na pomnikach, lecz w sercach. Ja wiem tylko, że ten, kto dostał od Boga więcej talentów, będzie surowiej sądzony. Od tego, kto wiele dostał, wiele się oczekuje. Od tego, komu więcej powierzono, więcej się żąda. Mnie Bóg dał nie tylko powołanie, lecz także wiele możliwości i darów, a to znaczy, że w dniu ostatecznym będzie oczekiwał, że zapłacę wysoki podatek dochodowy.
Nie wiem, w jaki sposób Bóg będzie sądził, ufam jednak, że spojrzy na mnie z miłosierdziem i współczuciem. Jestem pewien, że w niebie czekają mnie trzy niespodzianki. Po pierwsze: spotkam tam ludzi, których nie spodziewałem się tam spotkać. Po drugie, nie będzie tam niektórych osób, które spodziewam się tam zobaczyć. I wreszcie największą niespodzianką – mimo tego, że polegam na Jego miłosierdziu – może być fakt, że ja tam będę.
Tekst jest fragmentem książki „Skarb w glinianym naczyniu” abp Fultona Sheena, wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit.