Polak przebywający w szpitalu w Plymouth został zagłodzony na śmierć, mimo starań polskiego rządu i organizacji pozarządowych. Czego uczy nas ta historia?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Faktycznie, ta ogromna mobilizacja pozornie kończy się fiaskiem. Jest śmierć, jest współczucie dla najbliższych zmarłego, jest modlitwa w jego intencji, ale jest też doświadczenie tych dni – choćby solidarności międzynarodowej. Warto wspomnieć, że sprawą śp. pana Sławka zainteresowały się niektóre środowiska, jak choćby portal Life Site News. Przede wszystkim jednak w nas samych pojawiły się fundamentalne pytania o życie, o cierpienie, o śmierć. Pojawiły się też pytania o rolę państwa, o solidarność instytucji państwowych z obywatelami. To bardzo ważne kwestie, do których warto będzie wracać
W Polsce nie brak było głosów – w tym ze strony ludzi, których ciężko posądzać o lewicową ideologię, które podkreślały, że sprawa jest „złożona”, „trudna”, że mamy do czynienia z uporczywą terapią, a ta nie powinna być na siłę kontynuowana.
Oczywiście, że sprawa była bardzo trudna. Bazowaliśmy na informacjach medialnych, a nie na materiale medycznym czy sądowym, ale to, co przekazywały media było podawaniem kluczowych – jak śmiem twierdzić – informacji. Mnie uderzyło stwierdzenie Brytyjczyków, że Polak, nawet, jeśli będzie żył, będzie miał niewystarczającą jakość życia. A pojęcie jakości życia jest kluczowym pojęciem sporu bioetyki utylitarystycznej z bioetyką personalistyczną. To ważna perspektywa. Ważną informacją była ta mówiąca o zaniechaniu dożywiania i nawadniania. Jeśli w dyskusji wokół tego dramatu padały słowa o uporczywej terapii, to jej istotą jest stosowanie środków nadzwyczajnych i nieproporcjonalnych. Trudno uznać za takie środki elementarne formy opieki (nie terapii), jakimi są karmienie i pojenie człowieka chorego. Dlatego trudno mi zgodzić się z opiniami o potrzebie „zaniechania uporczywej terapii” w tym przypadku. Na podstawie przekazywanych informacji pojawiły się deklaracje polskich neurologów o możliwości terapii. To tworzyło pewien spór naznaczony wątpliwościami. Ale czy w przypadku tego typu wątpliwości nie trzeba opowiedzieć się po stronie szansy dla tego, by człowiek żył?
Co ciekawe, po przeciwnej stronie mieliśmy ludzi o poglądach dalekich od konserwatywnych, twierdzących, że w tym wypadku nie ma mowy o terapii uporczywej, a o karmieniu, które uporczywą terapią nie jest. I, że to, co się stało, jest bierną eutanazją.
Myślę, że to pokazuje pewną naoczność, oczywistość tej sprawy. Istotą eutanazji jest w pewnym sensie nieumiejętność przyzwolenia na cierpienie, niemożność pogodzenia się z tym, że cierpienie jest elementem ludzkiego życia. A to jest dzisiaj faktycznie ogromnym problemem.
Czy można zatem stwierdzić, że w przypadku Polaka z Plymouth zatriumfowała cywilizacja śmierci?
Nie ma co do tego wątpliwości. To kolejna przegrana na polu zmagania cywilizacji życia z cywilizacją śmierci. Dlatego tak ważna jest analiza tej kwestii. W sposób drastyczny zostaje uśmiercony pacjent. Dokonuje się to nie na sposób skrytobójczy, ale w majestacie prawa, wpisane jest w mechanizm funkcjonowania państwa. U podstaw tego zjawiska leży tak charakterystyczny dla naszej epoki kryzys relacji prawdy i wolności. Prawda o fundamentalnej wartości życia zostaje zakłamana i wówczas wolność traci swój szlachetny charakter i staje się zbrodniczą swawolą.
Ostatni czas to i pandemia na świecie, obok wysiłków w walce z wirusem obawy dotyczące wolności. Są doniesienia o mordach na chrześcijanach, i informacje o tym, że aborcja ma stać się prawem człowieka. W Polsce też mamy spór o kwestie życia, a z drugiej strony oburzenie, gdy ksiądz np. zagrozi niedopuszczeniem do sakramentu za popieranie aborcji. Czy nie ma ksiądz wrażenia, że następuje jakaś eskalacja ataku na wartości tradycyjne, rodzinę, wartości nadrzędne jak ludzkie życie?
Niestety tak się dzieje. W pewnym sensie intrygują mnie i zadziwiają niektóre komentarze. Słyszę pełne troski głosy polityków domagających się usprawnienia procesu szczepień. Bo obecny system, ich zdaniem, jest mało wydolny, a to zagraża życiu ludzi. I tutaj zadziwiam się. Bo ci zatroskani, do ochrypnięcia wrzeszczeli jesienią o tzw. prawie wyboru, czyli wrzeszczeli o potrzebie zabijania nienarodzonych, najsłabszych i najbardziej bezbronnych. Teraz, troszcząc się o szczepienia, cynicznie szydzili z człowieka terminalnie chorego. Czy to jest cynizm czy brak spójności myślenia? Niezależnie od tego, jest to symptom tego właśnie kryzysu, o którym rozmawiamy. Jego cechą jest agresja w stosunku do wartości, a przede wszystkim w stosunku do prawdy. Dlatego giną chrześcijanie, uważani w niektórych regionach świata za podludzi, dlatego szykanuje się księdza, który domaga się by jego katoliccy uczniowie byli katolikami, dlatego gardzi się życiem słabych. I trzeba pytać, czy rzeczywiście jest to jeszcze cywilizacja ludzka czy jakieś skundlenie myślenia.
Biorąc pod uwagę obecną sytuację na świecie, czy ta kultura życia jest na straconej pozycji?
Sytuacja, która ma miejsce, była opisana ćwierć wieku temu przez Jana Pawła II w encyklice Evangelium vitae. Ojciec Święty pokazał wówczas mechanizmy legislacyjne napędzające kulturę śmierci, a jednocześnie konkretne znaki nadziei. W wymiarze politycznym mamy do czynienia ze zdecydowaną przewagą mentalności antynatalistycznej, przeciwnej życiu ludzkiemu. Myślę natomiast, że warto zwrócić uwagę na rosnące znaczenie instytucji pozarządowych, które, tak jak pokazuje przykład Polski, odgrywają olbrzymią rolę. Jestem człowiekiem nadziei i nie chcę zbyt patetycznie nawiązywać do Niemena, ale wierzę, że ludzi dobrej woli jest więcej. Jeżeli przegrywamy, to oznacza, że nie potrafimy opanować pewnych mechanizmów politycznych, prawnych i medialnych. Wierzę jednak, że dobra wola ludzi ostatecznie zwycięży.
Obrońców życia nie napawa optymizmem również zmiana na stanowisku prezydenta USA.
Ta zmiana jest fatalna i paradoksalna. Trump i Orban wydają się być najbardziej katolickimi przywódcami państw, mimo że nie należą do Kościoła katolickiego. Joe Biden, który jest zadeklarowanym katolikiem, ma tyle wspólnego z katolicyzmem, co Trump z islamem. To totalne nieporozumienie. Niestety, mamy ogromny regres w tym zakresie, ale mam nadzieję, że siły, które udało się uruchomić prezydentowi Trumpowi, czyli pewien wzrost świadomości wśród ludzi nie są bez znaczenia. Kiedy rozmawiam z moimi współbraćmi pracującymi wśród Polaków w USA, to bardzo mocno podkreślają aktywizację Marszów Życia i wielu innych inicjatyw modlitewnych i społecznych. Myślę, że ta zasługa Trumpa pozostanie aktualna.
Czytaj też:
Ewa Błaszczyk nie przebiera w słowach: Bestialstwo, bierna eutanazja w majestacie prawa