Oznacza ona, że do maja 2025 Cerkiew związana z Moskwą powinna formalnie zniknąć z terenu państwa. Kościoły i klasztory mają zostać przejęte przez autokefaliczny Kościół Prawosławny Ukrainy, wspólnotę wspieraną i można sądzić, założoną przez obecne władze polityczne na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim.
Mimo że postanowienie o eliminacji tej tradycyjnej wspólnoty religijnej, być może w ogóle najdłużej działającej na terenach Ukrainy, do której wciąż należą miliony wiernych i dziesiątki tysięcy budynków cerkiewnych urąga jakkolwiek rozumianej zasadzie wolności wyznania, nie spotkało się ono praktycznie z żadnymi protestami ani na Zachodzie ani w Polsce. Ogół mediów albo milczy, albo wspiera władze w Kijowie. Niektóre nawet próbują wymusić poparcie dla tych posunięć. Tak jakby powszechnie uznano, że do odebrania prawa do wyznawania własnej wiary wystarczy oskarżyć Cerkiew o związki z Rosją. Sama Cerkiew odrzuca te zarzuty. Publicznie dostępne dane wskazują, że przekazała ona tylko w 2022 roku 180 ton darów oraz milion dolarów datków na rzecz armii ukraińskiej. Jej członkami jest wielu oficerów ukraińskich sił zbrojnych. Głowa Cerkwi, Onufry Berezowski potępił agresję Rosji, wspierał prawo Ukrainy do obrony i przeprowadził zmiany, uniezależniające Kościół od wpływów moskiewskich. Wszystko to nie wystarczyło, żeby uchronić jego Kościół przed zagładą.
Zgoda na gwałty?
Podobnie nie potrafię dostrzec w Polsce żadnej krytyki praktycznego sposobu wprowadzania w życie tej decyzji: napaści bojówek na poszczególne parafie, przepędzania wiernych, pobić i szykan wobec duchownych. Kto chce może obejrzeć zdjęcia i filmiki choćby z ostatniego najścia na Czerkasy. Przy czym, co ważne, do tych aktów przemocy dochodziło na długo przed rosyjską inwazją na Ukrainę w lutym 2022 roku i zostały one wielokrotnie poświadczone przez niezależne organizacje praw człowieka, w tym przez biuro Wysokiego Komisarza ONZ. Nie jest to zatem, jak uważa większość polskich czytelników, ruska propaganda. Można obserwować częste przypadki gwałtów, których ofiarami stają się zwykli wierni, najczęściej obrońcy cerkwi jak i biskupi czy arcybiskupi. Gdy sprawa wychodzi na światło dzienne i nie da się jej już dłużej ukrywać okazuje się, że ofiara…sama zadała sobie ciężkie rany.