Tradycjonalista? Nie, katolik!
  • Filip ObaraAutor:Filip Obara

Tradycjonalista? Nie, katolik!

Dodano: 
„Msza Wieków” – kadr z filmu o Mszy Świętej Wszech Czasów
„Msza Wieków” – kadr z filmu o Mszy Świętej Wszech Czasów Źródło:
Czy katolik może być liberalny – konserwatywny – radykalny – spolegliwy – trydencki – bądź wojtyliańsko-bergogliański? Pewnie tak, ale nie należy to do istoty katolicyzmu.

Przy całej krytyce hermeneutyki ciągłości należy przyznać Benedyktowi XVI dwie niewątpliwe zasługi. Po pierwsze opowiedzenie się po stronie niezbywalnych praw oryginalnej katolickiej liturgii (popularnie zwanej „Mszą Trydencką”) i owoce tej decyzji. Po drugie – co być może jeszcze ważniejsze – dzięki niemu temat, który przed Summorum Pontificum był niszowy, a wręcz spychany „poza nawias” domniemanej kościelnej jedności, dziś wybrzmiewa coraz wyraźniej, a głosu sprzeciwu licznych katolików, którzy poznali prawdziwą Mszę Świętą, nie da się już zagłuszyć i zmieść pod dywan.

Po kilkunastu latach obowiązywania Summorum Pontificum mówienie o „nowej Mszy”, o błędach Soboru Watykańskiego II, o Tradycji jako źródle objawienia i mierze prawowierności, a nawet o „sekcie modernistów”, która zdominowała struktury Kościoła, zaczęło wchodzić do oficjalnego dyskursu. Widać to szczególnie dobitnie po motu proprio Traditionis custodes. Od momentu, gdy papież Franciszek otwarcie zadał cios Mszy Świętej i wspólnotom Summorum Pontificum, media katolickie – nie tylko „tradycjonalistyczne” – huczą na te wszystkie tematy, z których moderniści chcieli uczynić tabu i pojawiają się przy tym terminy, które na wieki miały zostać wpisane do historycznego, a nie żywego, słownika Kościoła.

W Kościele nie ma stronnictw

Kościół jest jednością. Zjednoczony duchem, nauką i modlitwą. Mówienie o „liberalnych katolikach” lub „tradycjonalistach” – o katolikach „novus ordo” lub „piusowcach”, „piotrowcach” etc. – jest wyłącznie socjologicznym, czy też religioznawczym, uproszczeniem. Oczywiście, w porządku subiektywnym tylko Pan Bóg widzi kto należy do Kościoła i może to być równie dobrze członek pogańskiego plemienia, który nigdy w życiu nie słyszał imienia Jezus. Dlatego nie oceniamy porządku subiektywnego, a jedynie obiektywny, czyli ten zawarty w nauce naszego Pana w sposób nieomylny wyłożonej przez Kościół.

Nie może istnieć coś takiego, jak grupy w Kościele, trzymające się różnych zasad doktrynalnych i spierające się o samą istotę chrześcijaństwa, które równolegle konstytuują jedność tegoż Kościoła. Kto z Boga jest, słów Bożych słucha, a kto was słucha, mnie słucha – mówi Pan do Apostołów, czyli papieży i biskupów. Posłuszeństwo czy nieposłuszeństwo wobec aktów nauczania następców Piotra jest kwestią kluczową, a jednocześnie nader subtelną, szczególnie w dobie kryzysu, gdy papieże zaniechali jednoznacznego głoszenia prawdy i potępiania błędów, a wierni muszą sami – pochylając się nad dokumentami Tradycji – oceniać często niejednoznaczne i kontrowersyjne nauki i praktyki hierarchii.

Tradycja „wyklęta” czy „koncesjonowana”?

Wypaczenia katolickiego ducha wśród wiernych przywiązanych do Tradycji idą w dwie strony. Wśród katolików „bezkompromisowych” (związanych głównie z Bractwem św. Piusa X) jest to ryzyko zasklepienia się i postrzegania Kościoła nie jako całości, lecz w wymiarze „frakcyjnym”. Natomiast wśród wiernych – ponownie – korzystających z indultu (nad sporą częścią których pieczę sprawuje Bractwo św. Piotra) – ryzyko rytualizmu, nadmiernego skupiania się na zewnętrznych wyrazach kultu, kosztem ducha przywiązania do pełni prawdy. Z jednej strony przesada, z drugiej niedomiar – powodują z gruntu podobne zjawisko, czyli wkroczenie w różne formy „tradycjonalizmu”.

A kim jest katolik? Na to pytanie w sposób rozbrajająco prosty odpowiedział mi kiedyś kapłan Bractwa św. Piusa X: katolik to zwykły człowiek, który robi wszystko to, co inni, ale w sposób nadprzyrodzony, ofiarowując Bogu wszystkie swoje sprawy. Przyjęcie pełni wiary (nawet jeżeli dziś oznacza ono przeciwstawienie się jednemu „pastoralnemu” soborowi, nowej liturgii i kilku papieżom) nie jest co do zasady aktem jakiegoś nadzwyczajnego heroizmu – lecz po prostu podstawą, pierwszym i koniecznym krokiem do bycia katolikiem. Dlatego prawda nie jest po stronie żadnego ze „stronnictw”. Mówił o tym niedawno abp Lenga i mam wrażenie, że nie do końca został zrozumiany. Jedyne, co możemy oceniać, to to, czy dane zgromadzenie w sposób wierny, nie przydając ideologii, pielęgnuje i głosi prawdę.

Modernistyczne odwrócenie porządku

Modernistyczni zeloci kościelnej cancel culture gorliwie zadbali o to, by odwrócić porządek postrzegania rzeczy. Stworzyli de facto nową religię, w której nie obowiązuje już zasada jedynozbawczości Kościoła, a wszystkie filary katolicyzmu (wiara, liturgia, formacja seminaryjna i zakonna) uległy szeregowi „reform”. Następnie kazali katolikom wierzyć, że przeciwstawienie się tej nowej religii w imię przekonania o niezmienności Kościoła i Boskiej wiary oznacza utracenie „pełnej jedności” ze stolicą chrześcijaństwa. Groźba to niebagatelna, wszak nikt nie chce być postrzegany jako burzyciel kościelnej komunii i odstępca od posłuszeństwa samemu namiestnikowi Chrystusa Pana na ziemi. W czym leży szkopuł – większości katolików brakuje konsekwencji, by zadać proste pytanie: ale czy namiestnik Chrystusa sam zachowuje jedność z Głową Mistycznego Ciała i przekazuje bez skazy, bez wątpliwości depozyt wiary zawarty w Tradycji i w Magisterium swoich poprzedników?

Momentem szczytowym tego odwrócenia porządku było ogłoszenie przez Jana Pawła II ekskomuniki abp. Lefebvre'a i wyświęconych przez niego biskupów. Od roku 1988 trwa spór, o którym można by już pewnie napisać opasłą monografię, natomiast zazwyczaj pomija się jego istotę – która wymyka się moim zdaniem literze prawa kanonicznego. Abp Marcel Lefebvre, widząc spustoszenie, jakie czyni „rok 1789 w Kościele”, a jednocześnie przeczuwając zbliżający się koniec swojej ziemskiej drogi, podjął decyzję dramatyczną, brzemienną, a jednak – konieczną. Poza wszelką gdybologią pozostaje fakt, że to właśnie jego Pan Bóg powołał do przechowania nieskażonego depozytu wiary i katolickiego kapłaństwa. Dlatego uważam, że w decyzji o konsekracjach biskupich w Ecône należy dopatrywać się dowodu heroiczności cnót abp. Lefebvre'a, w tym wypadku cnoty posłuszeństwa Kościołowi.

Spór o ducha, nie o literę prawa

Słabość prawa kanonicznego polegała na tym, że nie przewidywało ono sytuacji, w której papież legitymizuje potępione przez swoich poprzedników błędy (na czele z wyjątkowo radykalnym u Jana Pawła II ekumenizmem), nieuprawnioną zmianę rytu Mszy Świętej (a więc najważniejszego wyrazu wiary) i destrukcję katolickiej formacji kapłańskiej, natomiast biskup, chcący przekazać ciągłość Tradycji i kapłaństwa, dokonuje nieautoryzowanych konsekracji biskupich, kierując się najwyższym prawem Kościoła – salus animarum.

Kanoniczne uzasadnianie tej decyzji będzie zawsze tylko dzieleniem włosa na czworo, ponieważ obecny kryzys Kościoła nie ma precedensu w historii. Arcybiskup, pomimo całej złożoności sytuacji, stanął pomiędzy wyborem nader prostym: formalna wierność Biskupowi Rzymu lub pozostanie przy tym, co przez całe swoje kapłańskie życie, potwierdzony w tym mniemaniu przez papieży, uważał za istotę swej wierności Chrystusowi. Była to sytuacja, w której ustąpienie choćby o jotę, oznaczałoby zdradę, złamanie kręgosłupa moralnego i słowa danego Panu podczas święceń kapłańskich. Ale choćbyśmy i my albo nawet anioł z nieba głosił wam coś ponadto, cośmy wam głosili – niech będzie przeklęty!

Duch tchnie, kędy chce

Czy katolik może być liberalny – konserwatywny – radykalny – spolegliwy – trydencki – bądź wojtyliańsko-bergogliański? Pewnie tak, ale nie należy to do istoty katolicyzmu. Kim więc jest katolik? Aby bez uprzedzeń odpowiedzieć na to pytanie, pewnie jeszcze długo będziemy musieli odgruzowywać uprzedzenia i skutki relatywizmu, jaki herezja modernizmu zasiała w Kościele...

W każdym razie na koniec zaryzykuję tezę, którą być może część „tradycjonalistów” uzna za wątpliwą. Mianowicie, że pomimo hermeneutyki ciągłości papieża Ratzingera i na przekór wystąpieniu z otwartą przyłbicą przez papieża Bergoglio Duch Święty i tak, sobie znanymi drogami, penetruje Kościół, oczyszcza go i prowadzi do prawdziwej jedności – choćby oznaczała ona uszczuplenie jego ziemskich szeregów...

Czytaj też:
Viganò na papieża! Czy katolik miałby szansę zostać papieżem?
Czytaj też:
Abp Viganò: Kościół się nie skończył i nie skończy się
Czytaj też:
O. Gołaski OP przechodzi do FSSPX. "Drogi, którą idę, już nie ma"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także