Br. Firas Lutfi podkreśla, że ogłoszone przez USA zelżenie sankcji na 180 dni niewątpliwie było niezbędne dla populacji dotkniętej po 12 latach wojny trzęsieniem ziemi. Konieczne są też bardziej długoterminowe rozwiązania.
Jak podkreśla zakonnik, syryjska populacja od dłuższego czasu nie ma najbardziej podstawowych środków. Tragiczne i traumatyczne przeżycia osiągnęły nowy szczyt w momencie uderzenia katastrofy naturalnej.
"Nie wiemy, jak nakarmić tych ludzi"
– Od pierwszej chwili ludzie byli zdesperowani, spędzili liczne godziny na ulicach, ponieważ trzęsienie ziemi nastąpiło dwie godziny przed świtem i panował niepokój, gdzie się schronić, w zimnie, w ciemności i wśród strachu przed kolejnymi wstrząsami. Wielu poszło do kościołów obecnych tam braci. Jako franciszkanie mamy trzy placówki: parafię, szkołę, a potem jeszcze jedną filię. Natychmiast otworzono drzwi każdego pomieszczenia, wszystkich sal, aby pomieścić pierwsze sto osób, potem kolejne dwieście, a teraz mieszka tam ponad dwa i pół tys. Kobiety i mężczyźni leżą na podłodze, ponieważ nie można znaleźć materacy, trudno też zdobyć koce dla wszystkich. Nie wiemy, jak nakarmić tych ludzi – mówi br. Lutfi.
Zakonnik podkreśla, ze wszyscy pracują i szczególnie potrzebują pomocy społeczności międzynarodowej, ponieważ w takiej sytuacji, w obliczu tak ogromnych potrzeb, rola rządów jest kluczowa, krótkoterminowe inicjatywy nie wystarczą. – Mam więc nadzieję, że te sankcje zostaną zniesione na stałe, a nie tylko na 180 dni, oraz że naprawdę poprzez współpracę, a także spojrzenie rzeczywistości w twarz, a nie, jak to miało miejsce wcześniej, udawanie, pozostawanie obojętnym, możemy dać prawdziwą, trwałą nadzieję Syrii i Syryjczykom pozostałym w kraju – mówi br. Lutfi.
Czytaj też:
Sejsmolog: Przyczyną trzęsienia ziemi jest ruch płyt tektonicznychCzytaj też:
Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Bojownicy Państwa Islamskiego uciekli z więzienia