Prof. Szczepański: Sprawa wiewiórki może namieszać w USA

Prof. Szczepański: Sprawa wiewiórki może namieszać w USA

Dodano: 
Beyonce udzieliła poparcia Kamali Harris
Beyonce udzieliła poparcia Kamali Harris Źródło: PAP/EPA / CARLOS RAMIREZ
Wiewiórka jest symbolem pewnej opresyjności państwa, które wkracza dosyć daleko w życie obywateli i pozwala ingerować w mir domowy - mówi prof. Jarosław Szczepański z Akademii Wymiaru Sprawiedliwości w rozmowie z DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Mamy ostatnie godziny wyborczej walki o prezydenturę w Stanach Zjednoczonych. Czy o wyniku tego wyścigu może zdecydować wiewiórka?

Prof. Jarosław Szczepański: Sprawa wiewiórki może faktycznie namieszać. Wszyscy zastanawiali się, jaki będzie występ Bidena i kwestia śmieci na Portoryko. Natomiast ona została zdublowana przez, jak to amerykanie mówią – eutanazję wiewiórki. Rzeczywiście ona trochę namieszała, bo wiewiórka jest symbolem pewnej opresyjności państwa, które wkracza dosyć daleko w życie obywateli i pozwala ingerować w mir domowy.

Wiewiórka wpisuje się w te nastroje, które są wśród Amerykanów, że rządy Demokratów mocno nadszarpnęły ich prywatność, bezpieczeństwo poprzez takie wewnętrzne angażowanie się w to, co się dzieje w domach?

Tak. Jeszcze doszła kwestia polityzacji życia gospodarczego, bo ta sprawa wiewiórki to próba wykorzystywania państwa dla niszczenia konkurencji. To wszystko zabawnie brzmi, ale sprowadzić można to do tego, że było dwóch przedsiębiorców zarabiających na filmikach w internecie, dwóch influencerów. Jeden z nich chciał zlikwidować konkurencję, zmniejszyć ilość osób produkujących te filmiki. Wyeliminował wiewiórkę i drugiego influencera przy wykorzystaniu aparatu państwa, czyli państwo bardzo głęboko może wchodzić również w procesy gospodarcze. Do tego się wszystko sprowadza. W Europie sobie z tego żartujemy, jednak dla Amerykanów to widoczny znak tego, że państwo i organy państwa mogą być wykorzystywane do walki również na rynku. I to jest niebezpieczne. Państwo powinno być neutralne. Nie powinno wchodzić tak głęboko w życie obywateli, żeby było wykorzystywane do niszczenia konkurencji.

W Stanach Zjednoczonych można też zauważyć, że poparcie ze strony celebrytów dla Kamali Harris nie odnosi oczekiwanego efektu. Komentarze w internecie wskazują, że obywatelom nie podoba się taka forma namawiania ich do tego, na kogo mają głosować.

To też. Natomiast Kamala Harris ma niesamowitego pecha. Podłączanie się tych celebrytów każdorazowo jest przekuwane w jakąś tragedię. Kiedy Beyonce miała poprzeć w Teksasie Kamalę Harris, większość osób przyszła oczekując koncertu, który się nie wydarzył. Kamala Harris została wygwizdana kiedy występowała. Z kolei, kiedy aktorzy z Avengersów się zebrali to zaproponowali hasło: “Down with democracy”, które można tłumaczyć dwuznacznie i zazwyczaj kojarzy się ono Amerykanom z taką starą piosenką patriotyczną “Battlecry of freedom”, w której mówiono o tym, że trzeba ściągać sztandar. “Down with democracy” oznaczałoby więc, że trzeba zakończyć demokrację. Zlikwidować ją a nie wspierać. Dwuznaczność tego hasła też odbiła się szerokim echem w internecie. Po raz kolejny próba wsparcia okazał się przyczynkiem do tworzenia memów czy ataku na Harris i jej sympatyków.

Czy w Pana ocenie jakieś błędy w ostatnich godzinach popełniał Donald Trump? Poza fatalnym makijażem, który w opinii wielu wyglądał absurdalnie.

Donald Trump poszedł w taką kampanię, którą bym roboczo nazwał europejską albo nawet polską. Bardzo się angażuje w różnego rodzaju eventy, np. przebiera się za pracownika firmy wywożącej śmieci. To jest wszystko bardzo fajne i ciekawe. Natomiast zgubił się przekaz merytoryczny. Trump już od miesiąca co najmniej nie dał żadnego merytorycznego przekazu, co też zostało odnotowane przez wyborców i nie pozostało bez echa.

Czytaj też:
Warzecha: Pan Błaszczak wygaduje przepotworne dyrdymały
Czytaj też:
Tusk do dymisji po wyborach w USA? Sikorski "zdumiony" słowami Błaszczaka

Czytaj także