W połowie marca we włoskim Busto Arsizio dwukrotna wicemistrzyni Europy Aneta Rygielska została jedną z trzech polskich pięściarek, które zdobyły olimpijski awans. W drodze po olimpijską przepustkę do Paryża 28-letnia Aneta Rygielska, startująca w wadze do 66 kg, pokonała rywalki z Korei Płd, Kazachstanu i Irlandii. Jak przyznaje, turniej kwalifikacyjny uznaje z perspektywy czasu za słaby w swoim wykonaniu. Dlaczego?
– Udało się wywalczyć kwalifikację, ale tydzień przed turniejem się rozchorowałam i leżałam w łóżku. Po chorobie złapały mnie ogromne zakwasy, czułam, że forma też nie jest taka, jak chciałam. Dla mnie to budujące, że wywalczyłam tę kwalifikację w takich warunkach, bo musiałam stoczyć cztery walki – zdradza w rozmowie z Jackiem Adamczykiem na naszym kanale na YouTubie "Sport Do Rzeczy".
Rygielska pochodzi z Torunia, gdzie od lat jest związana z klubem Pomorzanin. Pięściarka ma świadomość, że podbudową boksu jest taniec, gimnastyka i bardzo mocna głowa – psychika. – Było mnóstwo emocji w ostatniej walce kwalifikacyjnej. Nie do końca wiedziałam, za co dostałam liczenie od sędziego w walce z Irlandką. Wiedziałam, że samo liczenie nic nie daje i faktycznie wygrałam tę rundę u sędziów. Jeszcze w tej rundzie sędzia odebrał mi punkt i było to coś niemożliwego, ale na szczęście się udało. Zapewne wiele osób by się załamało, ale ja wierzyłam do końca – mówi w naszej rozmowie.
Jak zaczęła się przygoda Anety Rygielskiej z pięściarstwem? – Generalnie bardzo lubiłam oglądać boks zawodowy. Ostatnio moja kuzynka przypomniała mi, że wstawałam w nocy i oglądałam z dziadkiem boks. To było dla mnie super przeżycie i fajna forma spędzania czasu z dziadkiem, który zawsze traktował mnie jak wnuczka, a nie wnuczkę. Widocznie tak musiało zostać, że trafiłam do tego męskiego sportu, jakim jest boks. Robię, co mogę, by przywieźć medal olimpijski z Paryża – zdradza.