Największe kłamstwa XXI wieku
Artykuł sponsorowany

Największe kłamstwa XXI wieku

Dodano: 
„Największe kłamstwa XXI wieku”
„Największe kłamstwa XXI wieku” 
Czy obiektywna prawda istnieje, czy może żyjemy już w czasach, w których jest ona zastępowana przez postprawdę lub poprawność polityczną? Czy już wkrótce będziemy skazani na władzę fake newsów? Dlaczego współczesne rozumienie takich pojęć jak miłość, wolność, życie jest tak bardzo wypaczone, że staje się ich własną karykaturą? Czy istnieje ideologia LGBT? Jaki jest prawdziwy obraz Kościoła? Ile współczesny sport ma wspólnego ze szlachetną rywalizacją, a na ile zmierza na manowce?

To tylko część pytań, które autor stawia w tej książce mając pełną świadomość, że wybór zjawisk do książki o fenomenie kłamstwa był zadaniem karkołomnym, może budzić wątpliwości, rodzić krytykę. Książka o kłamstwach XXI wieku nie uzurpuje sobie prawa do wyczerpania problemu. Zresztą opisanie wszystkich kłamstw, mistyfikacji, iluzji, półprawd i manipulacji naszych czasów to wyzwanie znacznie przekraczające możliwości jednej pracy.

Fragment książki

W iluzji wolności

Wybitny znawca filozofii człowieka, Karol Wojtyła przestrzegał, że współczesny człowiek żyje w iluzji wolności. Istotą fałszywego pojmowania wolności jest teza, iż polega ona na tym, że „robię to, na co mam ochotę”. W pułapkę takiego myślenia wpadł nie tylko przeciętny Kowalski, ale staje się ono coraz bardziej zakorzenione w przestrzeni publicznej. Na tej koncepcji wolności opierają swoją argumentację m.in. środowiska proaborcyjne, które próbują narzucić innym narrację, że kobieta ma prawo do czynienia tego, na co ma ochotę. Jeśli ma ochotę pozbyć się dziecka, to dlaczego nie? Wolności nie można również traktować jako wartości najwyższej, dzięki której człowiek staje się twórcą wartości i norm moralnych. Dziś wolność jest absolutyzowana, a jednocześnie banalizowana i traktowana czysto instrumentalnie. Człowiek XXI w. żyje nie tyle w prawdzie o wolności, ile w jej iluzjach. Sprowadza ją więc do braku przymusu, a zarazem do absolutnej swobody. Rodzi to niebezpieczeństwo rozumienia wolności jako całkowitej niezależności od uwarunkowań oraz od wszelkich więzi. Współczesny człowiek utożsamia wolność ze spontanicznością. Ta jednak może prowadzić do samowoli. Poza tym przypisuje owej wolności nieograniczoną moc – wolność staje się najważniejszą wartością, co pobrzmiewa w myśleniu zwolenników aborcji, którzy „wolny wybór” przedkładają ponad wszystko, nawet życie nienarodzone. Wciąż jesteśmy pod wpływem tradycji myślenia o wolności jako wolnym wyborze, choć nie każdy wybór jest przecież wolnością. Jednocześnie modne zaczyna być atakowanie obrońców życia, traktowanie ich niczym trędowatych. Można się z nimi zgadzać lub nie, ale traktowanie organizacji takich jak Ordo Iuris jako szkodliwych i wyrzucanie ich poza nawias debaty publicznej jest sprzeczne z powszechnie głoszonymi hasłami wolności słowa czy przekonań.

Mamy spory kłopot z właściwym rozumieniem fenomenu wolności. Zamiast stawiać ją obok wartości takich jak dobro czy prawda, wykorzystuje się ją dziś do uzasadniania różnorakiego zła. Hasłem „wolności w sztuce” można zamknąć usta krytykom odrażających spektakli. Aborcję można nazwać „wolnością kobiety do dysponowania swoim ciałem”, utrudnianie odwiedzin grobu zmarłego brata na Wawelu można podpiąć pod „wolność demonstrowania”. Czym zatem jest wolność prawdziwa? Człowiek jest wolny, gdy jest niezależny od różnorakich przymusów, ma możliwość wyboru, ale ma to być wolność w prawdzie i dobru. Ks. prof. Józef Tischner dostrzegał, że wolność jest ściśle związana z człowieczeństwem, akcentował ten wymiar wolności, z którym elity polityczne i dziennikarskie mają istotny problem, czyli „bycie odpornym na manipulacje, tak aby nie stać się narzędziem w cudzych rękach”. Lektura lewicowo-liberalnej prasy (z publicystycznego obowiązku) tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nawet najtęższe umysły wpadają w szpony intelektualnego zniewolenia. W dzisiejszej debacie publicznej wolność nie podlega „kontroli” innych wartości, takich jak właśnie prawda czy dobro. Przestrzeń publiczna jest dziś areną paskudnej licytacji na coraz bardziej fałszywe zarzuty wobec rządzących.

Te paradoksalnie ataki odbywają się pod hasłami obrony wolności. Chlebem powszechnym stały się ataki celebrytów, aktorów, polityków opozycji, którzy zgrywają bohaterów, wykrzykując do kamery najbardziej absurdalne oskarżenia pod adresem Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u. Zaślepieni nienawiścią, brną w coraz bardziej oderwanych od rzeczywistości zarzutach i snują wizje rodem z nocnych koszmarów. Lęki artystów jeszcze mogę zrozumieć, gdyż czasem wygląda to tak, jakby dla nich zacierała się granica między światem rzeczywistym a światami fikcyjnymi. Ich wynurzenia sugerują jakoby mówili głosem nie swoim, a jakiegoś bohatera literackiego.

Do walki o wolność wzywał swego czasu po wyborczych rozczarowaniach Jacek Żakowski. Przed dyktaturą, do której prowadzą rządy PiS-u przestrzegał choćby minister Rostowski. Straszyli nią też Tomasz Lis i Adam Michnik czy Władysław Frasyniuk, który, o zgrozo, z pełną powagą wygadywał głupstwa o stanie wojennym, wprowadzonym przez obecną władzę.

Debata publiczna w naszym kraju to swoiste igrzyska, w których przedstawiciele kolejnych grup licytują się w przekraczaniu granic dobrego smaku, etyki, ale też zdrowego rozsądku.

Można odnieść wrażenie, że zwłaszcza w odniesieniu do Jarosława Kaczyńskiego czy partii rządzącej powiedziane zostało już niemal wszystko, co najgorsze. Niedopuszczalne w uczciwej debacie argumenty ad personam stały się naturalną bronią opozycji. Wolność słowa w dzisiejszej debacie przypomina wolną amerykankę. W krytyce przeciwnika politycznego wolno niemal wszystko. W imię wolności opozycja i część dziennikarzy uprawiają krytykę totalną. Licytacja kolejnymi oskarżeniami przesuwa granicę debaty w odmęty szaleństwa. Ci, którzy rzucają bez opamiętania najbardziej niedorzecznymi oskarżeniami, jednocześnie wypłakują się w mediach, że zagrożona jest wolność, ograniczane są swobody, a demokracja jest w niebezpieczeństwie. Tymczasem jedną z głównych bolączek debaty w naszym kraju jest brak odpowiedzialności za słowo. Jeśli bezkarnie można człowieka nazwać faszystą, porównać do największych zbrodniarzy, zrobić z niego człowieka niespełna rozumu, świadczy to nie tylko o upadku języka debaty publicznej, ale przede wszystkim kryzysie wartości, w którym znalazła się Europa i Polska.

Pułapka, w którą wpadła duża część klasy politycznej, ale też ludzi kultury i dziennikarzy polega na traktowaniu wolności jako wartości, której inne wartości powinny być podporządkowane. Myślenie o wolności ujawnia swoistą schizofrenię naszych elit. Gdy w mediach nawołuje się do wypowiedzenia posłuszeństwa władzy, czyli wprost zachęca do łamania prawa, nie słychać głosów oburzenia. Tymczasem gdy w sprawie dotyczącej ochrony życia profesor Chazan uzasadniał swoją decyzję odmowy dokonania aborcji w oparciu o klauzulę sumienia (do czego miał prawo), w niektórych mediach powstała histeria, dyrektora szpitala oskarżano, obrażano, zarzucano mu brak poszanowania prawa, działanie na szkodę kraju itp.

Fundamentalnym zagrożeniem wolności jest dziś nie tyle ograniczanie praw obywateli, ale rodzaj dyktatury, która polega na narzucaniu swoich poglądów jako jedynych słusznych. Każdy, kto nie wpisuje się w lewacką wizję świata jest wyrzucany poza nawias debaty publicznej. Dziś nie ma symetrii między prawą i lewą stroną sceny politycznej. Między bajki można włożyć straszenie dyktaturą, stanem wojennym, ograniczaniem swobód obywatelskich w naszym kraju. Trudno polemizować z powielanymi przez salonowych polityków, celebrytów, aktorów własnymi lękami związanymi z życiem w Polsce pod obecnymi rządami. Można im co najwyżej współczuć, a nawet jakoś zrozumieć ich lęki. Nie można jednak przejść obojętnie wobec niszczenia debaty publicznej, kompletnego zaniku odpowiedzialności za słowo, tworzeniu iluzji wolności, która bez wartości staje się swoim własnym zaprzeczeniem. Niepokój budzi fakt, że uniwersytety, które powinny być miejscem wymiany myśli, zupełnie się pogubiły. Trudno uwierzyć, że dziś, kiedy wolności buduje się pomniki, gdy staje się ona niemal bożkiem, a w przestrzeni publicznej przekraczane są wszelkie jej granice, uniwersytety stają się zakładnikiem politycznej poprawności.

Często to właśnie te środowiska, które najgłośniej krzyczą, domagając się respektowania ich praw i wolności, nie dostrzegają schizofrenii własnej postawy. Z jednej strony bronią nieograniczonej wolności w sztuce, nawet w wypadkach, gdy łamane jest prawo (nie mówiąc o wartościach estetycznych i etycznych). Z drugiej nie widzą problemu w blokowaniu wyrażania poglądów, które dotyczą np. ochrony życia. Trudno racjonalnie wytłumaczyć fakt, że skandal, prowokacja i obrażanie świętości są dopuszczalne w ramach wolności, a jednocześnie odmawia się wolności do reprezentowania poglądu, który komuś może się nie podobać, ale za którym stoją poważne racje etyczne.

Żyjemy dziś w iluzji wolności. Wolność w sferze publicznej nie ma hamulców w postaci wartości, które nad nią czuwają, takich jak odpowiedzialność, dobro, prawda. Opacznie rozumiana wolność, traktowana instrumentalnie, często po to, by zakrzyczeć poglądy niepoprawne politycznie, staje się niebezpieczną bronią w ustach lewaków, którzy dążą do narzucenia wszystkim swoich poglądów, własnej wizji świata, co doskonale widać nie tylko w naszym kraju, ale i w Unii Europejskiej.

Największe kłamstwa XXI w. Leszek Galarowicz.

Źródło: Wydawnictwo AA
Czytaj także