Wywiad z Agnieszką Gałuszką autorka książki „Nie zabij nikogo. Z notatnika instruktora jazdy”
Artykuł sponsorowany

Wywiad z Agnieszką Gałuszką autorka książki „Nie zabij nikogo. Z notatnika instruktora jazdy”

Dodano: 
Nie zabij nikogo. Z notatnika instruktora jazdy
Nie zabij nikogo. Z notatnika instruktora jazdy 
Agnieszka Gałuszka, instruktorka nauki jazdy i autorka książki Nie zabij nikogo. Z notatnika instruktora jazdy wydanej przez Wydawnictwo RM w serii Bez fikcji, odważnie zrywa z mitami i stereotypami na temat pracy w branży szkolenia kierowców.

W swojej książce, która jest fabularyzowanym reportażem, odsłania kulisy pracy z kursantami – od tych, którzy z trudem radzą sobie z podstawami, po tych, którzy stwarzają na drodze realne zagrożenie. W swojej pracy jest nie tylko nauczycielką przepisów ruchu drogowego, ale także psycholożką, która musi radzić sobie z emocjami, lękiem i frustracją swoich podopiecznych. Z autorką rozmawiamy o wyzwaniach, z jakimi mierzą się instruktorzy, o kulisach zawodu, a także o tym, dlaczego na polskich drogach tak często brakuje nam wzajemnego zrozumienia i cierpliwości.

Pani Agnieszko, w opisie książki Nie zabij nikogo. Z notatnika instruktora jazdy czytamy, że instruktor jazdy to zawód „wysokiego ryzyka”. Co według Pani jest najbardziej ryzykownym elementem tej pracy i jakie zagrożenia wynikające z błędów świeżo upieczonych kierowców dostrzega Pani najczęściej na polskich drogach?

Uważam, że największym ryzykiem podczas wykonywania tego wspaniałego zawodu, jest niebezpieczeństwo, jakie stanowią dla nas pozostali kierowcy. Zazwyczaj nie utrzymują rozsądnej odległości od samochodów nauki jazdy lub wymuszają na nas pierwszeństwo przejazdu. Zapominają, że kursanci rzeczywiście dość powolnie ruszają, natomiast hamują niezwykle szybko. Brak zrozumienia dla znaku, który umieszczamy codziennie na dachu pojazdu nauki jazdy, kosztuje kandydatów na kierowców (a także ich instruktorów) dużo nerwów. Ten plafon z białą literą L niestety nie służy ozdobie, a ostrzega, by spodziewać się niespodziewanego ze strony kursanta.

Początkujący kierowcy zazwyczaj są młodzi, w związku z tym znaczna część z nich nie podchodzi wystarczająco krytycznie do poziomu swoich umiejętności. Często skutkuje to jazdą ze zbyt dużą prędkością, co w połączeniu z bardzo słabą techniką prowadzenia pojazdu tworzy śmiertelną mieszankę wybuchową.

Pani książka to fabularyzowany reportaż – jaką rolę odgrywa w niej humor i tragikomedia? Czy to sposób na radzenie sobie z trudnymi, a czasem wręcz niebezpiecznymi sytuacjami?

Przeżywając na co dzień wiele trudnych i potencjalnie zagrażających życiu sytuacji, nabiera się dużego dystansu do tego, co się dzieje na drodze. Gdy widzisz, jak auta dosłownie tańczą przed maską twojego samochodu, by uniknąć czołowego zderzenia, z czasem zaczynasz się do tego przyzwyczajać. Początkowe bardzo intensywne wyrzuty adrenaliny i ogromne emocje stają się z biegiem lat ledwo odczuwalne i wypłowiałe. Jak zwykle uniknęliśmy katastrofy w ruchu lądowym. Ot, dzień jak co dzień.

Humor zdecydowanie pomaga rozładować trudne emocje, które często towarzyszą nauce zupełnie nowej umiejętności, jaką jest prowadzenie pojazdu. Ludzie przychodzący na kurs są bardzo różni i reagują na sytuacje stresowe w odmienny sposób. To sprawia, że każdego dnia w pracy może potencjalnie stać się coś tak zabawnego, że nigdy byśmy się nie tego spodziewali. Życie pisze najlepsze scenariusze, wystarczy je tylko później zapisać.

Polscy kierowcy często są postrzegani jako niecierpliwi i wybuchowi. Czy spotyka się Pani z tego typu zachowaniami u swoich kursantów? W jaki sposób stara się Pani pracować z takimi emocjami podczas lekcji? Czy oddziałują one na Panią w czasie pracy?

Oczywiście, zdarzają się osoby o dość wybuchowym temperamencie i tak zwanym „krótkim loncie”. Największą trudnością dla instruktora jest zidentyfikowanie, kiedy dany kursant po prostu się denerwuje, bo coś mu nie wychodzi, a kiedy wyładowuje swoją złość na instruktorze. Bardzo wysokie pobudzenie emocjonalne, a w szczególności złość, nie sprzyja nauce nowych umiejętności, dlatego instruktor wchodzi wówczas w rolę sapera i próbuje rozbroić tę „bombę”. Trudno jest wymagać od kogoś, by się skupił na drodze, gdy on cały aż gotuje się w środku. Zaopiekowanie się emocjami jest kluczowe, by móc przejść dalej, dlatego warto zjechać na bok i porozmawiać o tym, co frustruje taką osobę. Często pod złością ukrywa się lęk. Szczera rozmowa pozwala łatwiej zidentyfikować źródło problemu i pomóc kursantowi przezwyciężyć słabości.

Bywa też tak, że nie jesteśmy w stanie uporać się z emocjami kursanta. Gdy przejawia tak ogromne objawy lęku czy frustracji, odbija się to na naszej pracy i jego postępach. Wówczas bardzo uprzejmie, z troską i życzliwością, proponuję udanie się na spotkanie do psychologa, który pomoże odkryć wachlarz narzędzi przydatnych w radzeniu sobie z takimi emocjami. Nie przypominam sobie, by ktoś, kto skorzystał z takiej formy wsparcia, był niezadowolony. Efekty są niemalże zawsze natychmiastowe.

Emocje pełnią ogromną rolę w trakcie nauki, a obwinianie kursanta za to, że je ma i je przeżywa, to droga do niezrozumienia i walki o władzę w elce.


Z książki Nie zabij nikogo wynika, że instruktorzy są przepracowani i często zmuszeni, żeby dorabiać do pensji. Jakie są największe wyzwania systemowe, z którymi mierzą się instruktorzy w Polsce? Co według Pani powinno się zmienić w systemie szkolenia, żeby poprawić jakość nauczania i bezpieczeństwo na drogach?

Bardzo trudno wymyślić skuteczne narzędzia, które mogłyby w rzeczywisty sposób poprawić poziom bezpieczeństwa na polskich drogach. Wszystkie wprowadzane zmiany przypominają mi raczej typowe naprawy naszych jezdni: pobieżne łatanie ubytków w nawierzchni zamiast porządnego remontu generalnego.

W środowisku pojawia się mnóstwo rozbieżnych głosów: od zlikwidowania Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego i placu manewrowego, po te opowiadające się za podniesieniem minimalnej liczby godzin kursu praktycznego z trzydziestu do czterdziestu.

Wiem, że ustanowienie obowiązkowych przerw w pracy, jeśli byłoby w ogóle możliwe do wprowadzenia, okazałoby się niezwykle trudne do egzekwowania. Podobnie jest z wieloma innymi pomysłami. Branża wymaga odświeżenia i sprawienia, by praca instruktora stała się atrakcyjna dla kolejnych pokoleń. Tak się jednak nie dzieje. Instruktorzy najczęściej pracują tylko kilka lat, dopóki nie wyczerpie ich wypalenie zawodowe.

Jaka jest Pani najważniejsza rada dla przyszłych instruktorów i dla kursantów, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z prawem jazdy?

Kursanci: zaangażujcie się w to, co dzieje się na kursie. Płacicie za to niemałe pieniądze, więc warto szlifować swoje umiejętności z pełnym skupieniem.

Niestety w branży obserwujemy niepokojący trend – kursanci byle jak wyrabiają obowiązkowe trzydzieści godzin jazdy, a następnie z ogromnym zdziwieniem oblewają egzamin wewnętrzny i są zdumieni, że nie chcemy ich zapisać na egzamin państwowy. Proszę, nie bądźcie tacy. Skupcie się na tym, co mówi do was instruktor. Proście, żeby zabierał was w trudne miejsca. Zarówno wam, jak i waszym instruktorom zależy przecież na tym samym.

Przyszli instruktorzy: jak najszybciej zadbajcie o swoją kondycję psychiczną. Wypalenie zawodowe to poważna sprawa, a ludzie w naszej branży są na nie szczególnie narażeni. Wspierajcie swoich kursantów najlepiej, jak potraficie, ale gdy kończycie jazdy i zdejmujecie plafon z dachu, zostawcie wszystkie te emocje w pracy. Inwestujcie w swoje pasje, spędzajcie wartościowy czas ze swoją rodziną i nie bójcie się sięgnąć po pomoc, gdy poczujecie, że coś jest nie tak.


Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.

Zapraszamy do wypróbowania w promocji.


Źródło: Wydawnictwo RM
Czytaj także