Chowamy swoich zmarłych w okazałych grobach, odwiedzamy te groby i poprzez różne rytuały okazujemy swą pamięć – zamiast, jak stało się to reguła w wielu krajach, wysypywać prochy zmarłego byle gdzie i szybko usuwać go z pamięci, by nie przypominał żywym, że każdy będzie kiedyś musiał zdać sprawę ze swego żywota. Sprofanowanie grobu jest dla Polaka rzeczą szczególnie ohydną i barbarzyńską – a tym samym, jest to szczególnie kuszące pole działania dla prowokatorów.
Ostatnio ktoś dopuścił się tego ohydnego czynu, bazgrząc po rodzinnym grobowcu familii Stuhrów na jednym z zabytkowych krakowskich cmentarzy. Trzeba oczywiście dopuszczać myśl, że nie była to prowokacja, tylko spontaniczne działanie jakiegoś troglodyty, który ubzdurał sobie, że w ten sposób okaże potępienie coraz bardziej antypolskiej, lewicowo-liberalnej „elicie”, której żyjący męscy przedstawiciele tego rodu stali się, z własnego wyboru, heroldami. Co zresztą sprawia, że zapewne spoczywający w sprofanowanym grobie mecenas Oskar Stuhr, przedwojenny działacz narodowy, między innymi obrońca Adama Doboszyńskiego w procesie „myślenickim”, od dawna musi się w nim przewracać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.