Na treść „Serotoniny” składają się wspomnienia cierpiącego na depresję 46-letniego pracownika ministerstwa rolnictwa. Florent-Claude Labrouste wyrywa się z dotychczasowego życia – co jest wysmakowaną formą tchórzostwa – i postanawia zająć się kontemplowaniem swoich depresyjnych stanów, rozpamiętywaniem przeszłych relacji z kobietami, jednej męskiej przyjaźni i kosztowaniem bezsensowności życia. Przed popadnięciem w całkowitą apatię powstrzymują Florenta Claude’a – bohater rzecz jasna nie znosi tego imienia – tylko przyjmowane dawki captorixu, leku wyzwalającego serotoninę. W krótkiej zapowiedzi, którą znajdujemy w książce, możemy przeczytać takie oto zdanie: „Miłość to mrzonka, seks – katastrofa”. Sądzę, że nie odpowiada ono temu, co znajdujemy w lekturze „Serotoniny”. Francuski pisarz nie idzie – moim zdaniem – w stronę negacji wszystkiego, a jego bohater – bardziej niż ofiarą depresji – jest ofiarą duchowej porażki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.