Wyciek e-maili, które wymieniali między sobą najbliżsi współpracownicy Hillary Clinton, pokazał dobitnie, jaki jest ich (ale w znaczącym stopniu takżensamej kandydatki na urząd prezydenta USA) stosunek do Kościoła katolickiego i ortodoksyjnie wierzących katolików.
W wiadomościach ujawnionych przez WikiLeaks, a wymienianych między Jennifer Palmieri (obecną szefową biura komunikacji kampanii Hillary Clinton), Johnem Halpinem, ówczesnym szefem lewicowego Center for American Progress, i Johnem Podestą, szefem kampanii Clinton, określają oni katolicyzm mianem „wstecznego”, ubolewają nad tym, że „wiele z najmocniejszych części składowych ruchu konserwatywnego to katolicy”, a także uznają, że Kościół kompletnie nie rozumie prawdziwie chrześcijańskiej demokracji, a także nowoczesnych relacji między płciami. Ortodoksyjnie myślący katolicy, ich zdaniem, dokonują „zadziwiającego zafałszowania wiary”.
Twórcy (anty)katolickiej wiosny
Tego rodzaju krytyka, choć oczywiście żenująca, to jednak nic w porównaniu z planami, jakie snuli amerykańscy lewicowcy. Ich celem było przecież nie tylko ponarzekanie na straszliwy katolicyzm, lecz także stworzenie strategii, która na zawsze osłabiłaby katolickich konserwatystów i ponownie pchnęła katolików w ramiona Partii Demokratycznej, a szerzej amerykańskiej lewicy. Istotnym celem było także osłabienie biskupów i ortodoksyjnie wierzących katolików w walce z przymuszaniem przez administrację Baracka Obamy katolickich instytucji do finansowania nie tylko antykoncepcji, lecz także aborcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze