Merkel, powołując się na wyniki śledztwa prokuratury generalnej, powiedziała podczas wystąpienia w niemieckim parlamencie, że ślady ataku hakerskiego sprzed pięciu lat prowadzą do rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU – informuje Deutsche Welle.
– Jest to niesłychana historia i oczywiście zakłóca współpracę opartą na wzajemnym zaufaniu – powiedziała kanclerz. – Traktuję tę sprawę bardzo poważne, bo jestem przekonana, że śledztwo zostało przeprowadzone bardzo starannie. (…) To boli. Codziennie zabiegam o lepsze stosunki z Rosją – oświadczyła.
Hakerzy zaatakowali nie tylko biuro poselskie Merkel, ale też innych deputowanych. Szefowa niemieckiego rządu oceniła, że "nie był to jakiś przypadkowy produkt działalności hakerskiej, tylko celowo przyjęta strategia". Według niej Rosja prowadzi wojnę hybrydową, której elementem jest "dezorientowanie przeciwnika i podważanie rzetelności informacji".
Merkel kilka razy zaznaczyła, że traktuje sprawę bardzo poważnie. Pytana o możliwe konsekwencje odpowiedziała, że "naturalnie zawsze zastrzegamy sobie prawo do podjęcia odpowiednich kroków, także wobec Rosji".
Po latach śledztwa prowadzonego przez Federalny Urząd Kryminalny (BKA) niemiecka prokuratura wydała w ubiegłym tygodniu międzynarodowy nakaz aresztowania rosyjskiego hakera, 29-letniego Dmitrija Badina. Ciąży na nim zarzut szpiegostwa i bezprawnego wejścia w posiadanie zabezpieczonych danych komputerowych. Mężczyzna prawdopodobnie przebywa na terenie Rosji.
Czytaj też:
"Nie wskazała jednoznacznie na Polskę". Przecieki z rządu Merkel