Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro złożył wniosek do resortu rodziny ws. wypowiedzenia konwencji stambulskiej. To dobra decyzja?
Małgorzata Wołczyk: Oczywiście, trzeba się trzymać z daleka od pięknie opakowanych ideologii. "Zwalczanie przemocy" brzmi pięknie, zupełnie jak dawne hasła o demokracjach ludowych niosących ludzkości pokój i dobrobyt. Wystarczy jednak unieść wieko i okazuje się, że w środku mamy wybuchowy koktajl genderowy. Hiszpanie, którzy znaleźli się w laboratorium tego genderowego szaleństwa zawsze mi powtarzają, że obecny reżim nigdy cię nie torturuje lecz.. całuje. Obiecuje, że będzie chronił, otaczał opieką, ratował od dyskryminacji, po czym budzisz się w świecie gdzie ci, którzy mieli usta pełne cnót tolerancji, zamykają ci usta z chwilą, gdy ośmielisz się nie podzielać dogmatów nowej genderowej religii.
Jak w Hiszpanii wygląda sprawa przemocy domowej?
To zależy, kogo zapytać. Są przecież dwie Hiszpanie. Ta, która prawie nie ma głosu w mediach, ale za to ma trzecią siłę w parlamencie VOX, oraz Hiszpania, która od czasu Zapatero stała się terenem prawdziwej wojny płci i rajem ideologów spod znaku tęczy. Wystarczy jednak spojrzeć w statystyki i okazuje się, że choć prawo przeciwko tzw. maczystowskiej przemocy wprowadzono za czasów rządu Zapatero już w 2004 roku, to statystyki są coraz gorsze i coraz więcej zgłasza się ofiar maltretowania. Coś tu się więc nie zgadza. Prawo nie spełnia swojej funkcji, choć obiecywało być panaceum na wszystkie bolączki zgłaszane przez feministki.
Dwa dni temu deputowana parlamentu autonomicznego Madrytu - Alicia Rubio opowiadała mi, że w Andaluzji jest miasteczko gdzie 80 proc. kobiet złożyło doniesienie o maltretowaniu przez partnerów. A przecież Juan Lopez Aguilar, autor ustawy antyprzemocowej, a przy okazji szef komisji wolności, który tak walczy z rzekomym brakiem praworządności w Polsce, obiecywał Hiszpankom uwolnienie od wszelkiej przemocy "ze względu na płeć". Co prawda, sam Lopez Aguilar oskarżony przez żonę i pasierba o znęcanie się i przemoc, w sposób cudowny uniknął odpowiedzialności karnej, ale tysiące mężczyzn może równie niewinnych, jak on sam, nie mają szans obrony, bo tamtejsze prawo o przeciwdziałaniu przemocy jest tak sformułowane, że to nie strona oskarżająca musi przedłożyć dowody winy, lecz to mężczyzna musi dowieść przed sądem że jest niewinny. To jest karkołomna sprawa i mało jest adwokatów, którzy w obliczu tego prawa tzw. "pozytywnej dyskryminacji" odważyliby się bronić przegranej sprawy. Zwykle doradzają ugodę, czyli zgodę na ustępstwa majątkowe. Kobiety pozbawione skrupułów, które świadome są, jak wiele oferuje im to prawo, korzystają z niego dla własnej korzyści.
Ideologowie i feministki zaprzeczają jakoby to prawo skłaniało do fałszywych doniesień i stanowiło łatwą pokusę mszczenia się, ale tu mamy świadectwo samego autora prawa, czyli Lopeza Aguilara, który wypowiedział się literalnie: "fałszywe doniesienia na mężczyzn są wpisane w koszty tego prawa". I tego nigdy nie zapomną mu hiszpańscy mężczyźni, bo choć sam Lopez Aguilar, uniknął odpowiedzialności karnej, to innych mężczyzn fałszywie oskarżonych są tysiące. Swój nagły sukces wyborczy VOX zawdzięcza m.in. wzięciu w obronę tych tysięcy fałszywie oskarżonych mężczyzn, którym prawo antyprzemocowe zgotowało piekło na ziemi.
Powołując się na przypadek Hiszpanii stwierdziła Pani w Polskim Radiu 24, że "kobieta, która złoży zawiadomienie o byciu ofiarą przemocy, może łatwo się wzbogacić". Co miała Pani na myśli?
Przy tak wadliwie skonstruowanym prawie, które ma tak silną podbudowę ideologiczną, jak wspomniane hiszpańskie prawo "o przeciwdziałaniu seksistowskiej przemocy" otwiera się wiele furtek na łatwe wzbogacanie się kobiet i feministycznych organizacji, które stoją za tym procederem. Oczywiście cały czas pamiętajmy, że mówimy przede wszystkim o fałszywych doniesieniach, których przecież nie sposób zweryfikować, skoro mężczyzna jest "z definicji prawa" oskarżonym. Posiadanie chromosomu Y czyni go potencjalnym gwałcicielem i sprawcą przemocy.
Hiszpania jest jedynym krajem na świecie, gdzie pomimo zapisu w Konstytucji o równości przed prawem niezależnie od płci, to mężczyzna z góry jest domniemanym przestępcą w razie kłótni, czy konfliktu w związku. To jest esencja i istota tego prawa, którego autorem jest nasz "obrońca praworządności" Lopez Aguilar. W efekcie na przykład kobieta, która zgłosi się jako ofiara przemocy, a mężczyzna nie będzie w stanie przed sądem dowieść swojej niewinności, to wówczas partnerka może przejąć jego majątek, samochód, wyłączne prawo do opieki nad dzieckiem. Może się ubiegać o rożne dodatki, dofinansowanie na edukację dziecka etc. Organizacje feministyczne zwane po hiszpańsku "los chiringuitos feministas" dostają od państwa i od UE olbrzymie fundusze na zagospodarowanie i pomoc ofiarom przemocy. Im więcej jest ofiar przemocy, tym większy strumień zasilania płynie do tych fundacji. Nie jest wiec tajemnicą, że wszystkim zależy na tym, aby zgłoszeń o przemocy było jak najwięcej, aby ofiar, którym trzeba zapewnić psychologa, poradę było jak najwięcej. To funkcjonuje jako ogromny biznes, którego nikt nie odważy się tknąć, bo wtedy słyszy ze jest "maczystą" i popiera przemoc wobec kobiet.
Z tego biznesu żyją tysiące ludzi, a więc nikt nie ma interesu przerwać strumienia darmowych pieniędzy, na którego końcu rzadko kiedy znajduje się autentyczna ofiara przemocy. Byli tacy, co wyliczyli, że w tym całym procederze ledwie 2 proc. sum, jakimi dysponują te feministyczne fundacje docierają do potrzebujących, a cala reszta rozchodzi się miedzy aktywistów. Wiem, że Polakom trudno w to uwierzyć, ale proszę mi wierzyć. Mam za sobą setki rozmów z Hiszpanami, którzy sami ucierpieli albo walczą z tym perwersyjnym prawem jako dziennikarze, deputowani, społecznicy mający dość tej rozpętanej wojny płci na Półwyspie. Temat korzyści zakończę przywołaniem jednego prostego faktu, który mam nadzieję obudzi niektórych. W ciągu czternastu lat funkcjonowania tego prawa 12 100 imigrantek dostało prawo pobytu, bo wystarczy złożyć doniesienie na partnera o maltretowanie i Hiszpania obdarza tym przywilejem nawet nielegalne imigrantki.
Po tej wypowiedzi spadła na Panią fala krytyki ze strony liberalno-lewicowych mediów. Może to próba pudrowania rzeczywistości?
Hiszpanie mają powiedzenie "la verdad ofende", czyli prawda obraża. Po polsku powiedzielibyśmy "prawda kłuje w oczy". Trudno mi znieść falę hejtu, jaka się na mnie wylała po tej wypowiedzi. Może lepiej, że jestem w Madrycie, choć nie jest niczym miłym otrzymywać treści z życzeniami pobicia, czy gwałtu. A przecież wystarczy spojrzeć choćby na mój profil facebookowy, na którym od trzech lat toczę rozmowy z Hiszpanami na wszystkie tematy. Ufają mi, widzą moją pracę, pomagają dochodzić prawdy i pisać o niej.
Wczoraj byłam na spotkaniu z demografem hiszpańskim Alejandro Macarron Larrumbe, który jest stałym prelegentem międzynarodowych konferencji demograficznych. Powiedziałam mu to, o czym wspomniałam w radio, o związku miedzy "samobójstwem demograficznym" Hiszpanii a prawem przeciwko przemocy seksistowskiej ustanowionym przez Zapatero. Wszystko potwierdził. Rozmawialiśmy przecież o tym w grudniowym wywiadzie. Wojna płci rozpętana na Półwyspie jest jednym z powodów, dla których mężczyźni boja się wchodzić w związki z Hiszpankami, a kobiety nie chcą mieć dzieci. Niektórzy wolą bajki niż prawdę, ale ja wolę żyć w świecie prawdy i dawać jej świadectwo, bo taka jest moja rola jako dziennikarki.
Czytaj też:
Przerażające wieści z Hiszpanii. Odłożono operacje, ale aborcje są priorytetem