Stanisław Stremidłowski po raz kolejny zachęca Warszawę do sojuszu z Moskwą pod prawicowym sztandarem. Publicysta w swoim artykule słusznie zauważa, że mało który kraj na świecie przeżywa porażkę Trumpa w wyborach, jak Polska. Polskie władze właściwie od momentu rozpadu bloku wschodniego postawiły na integrację z NATO i UE, wybierając sojusze wielostronne zamiast dwustronnych, świadomie decydując się na rezygnację z części suwerenności – konstatuje komentator agencji Regnum.ru. Problemy zaczęły się, gdy świat zachodni zaczął zmieniać swoje oblicze, ewoluować w stronę niepożądaną dla polskiej prawicy. Federalizacja UE była nie do zaakceptowania dla PiS, który od samego początku swoich rządów nad Wisłą akcentował potrzebę prowadzenia suwerennej polityki. Dopóki jeszcze w UE pozostawała relatywnie konserwatywna Wielka Brytania, udawało się równoważyć siły sprzeciwu wobec berlińsko-paryskiej dominacji. Brexit przechylił szalę na niekorzyść "niepodległościowców".
"Czytając to, co media popierające PiS piszą o sprawach europejskich, można odnieść wrażenie, że Polska prowadzi wojnę z Brukselą i Berlinem. A jeśli posłuchać, co mówią posłowie i urzędnicy z Solidarnej Polski, można upewnić się w przekonaniu, że Polexit wcale nie jest odległą perspektywą" – pisze Stremidłowski. Jak zauważa, choć politycy i intelektualiści związani z partią Kaczyńskiego mają nadzieję na naprawę UE od środka, to jednak coraz więcej pojawia się głosów niepopierających ślepo PiS liderów prawicowej opinii, którzy proponują poważnie zastanowić się nad opuszczeniem UE. Według Stremidłowskiego Unia narzuca Warszawie antykatolicką ideologię. Tego typu naciski można było odpierać, mając za oceanem potężnego sojusznika. Teraz, po klęsce Trumpa, nowa administracja Białego Domu z pewnością stanie po stronie Brukseli. Polska opozycja szuka już "polskiego Bidena". To zaś oznacza, analizuje rosyjski publicysta, perspektywę utraty władzy przez PiS, a w następstwie – nawet delegalizację partii Kaczyńskiego. "A wtedy będzie można zapomnieć o suwerenności, bo sojusz amerykańskich oligarchów i działaczy Partii Demokratycznej nie potrzebuje państw narodowych. Co to oznacza dla Polski, której największą traumą były rozbiory, tłumaczyć nie trzeba" – pisze Stremidłowski.
Jego zdaniem tylko Moskwa może w takiej sytuacji pomóc Warszawie. "Dla nas również ogromne znaczenie ma kwestia wzmocnienia własnej państwowości i suwerenności. Wartości rosyjskiego społeczeństwa są tożsame z wartościami społeczeństwa polskiego" – kusi publicysta. Jak tłumaczy, Moskwa, zamiast sojuszy wielostronnych (takich jak NATO czy UE) preferuje relacje dwustronne, ponieważ bazują one na interesach narodowych, nie zaś na "ideologiach rewolucyjnych". "Rosja nie jest zainteresowana wchłonięciem Polski przez globalistów, dlatego może stać się gwarantem jej niepodległości" – pisze. Przyznaje, że taka idea jest obecnie dla polityków PiS nie do przyjęcia, ale "przyjdą takie czasy, kiedy przyjdzie zrezygnować z sentymentów i pomyśleć o banalnym przetrwaniu".
Pokusę sojuszu polsko-rosyjskiego Stremidłowski formułuje nie po raz pierwszy. Warto jednak pamiętać, że relacje dwustronne, o których pisze, są dla suwerenności obu stron korzystne tylko wówczas, jeśli dotyczą dwóch państw o podobnym potencjale. Trudno sobie wyobrazić, aby imperialna, wciąż potężna Rosja traktowała Polskę jako równorzędnego partnera…
Czytaj też:
Prezydent Duda: Rosja to nie jest kraj, któremu można ufać
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.