Protesty wybuchły po uwolnieniu 1 stycznia cen paliw, w tym skroplonego gazu, który szybko zdrożał o ponad 100 proc. 4 stycznia protestujący usiłowali wedrzeć się m.in. do siedziby burmistrza miasta Ałmaty. Policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych. Radio Swoboda podaje, że zatrzymanych zostało co najmniej 200 osób.
W innych częściach kraju, m.in. w miastach Aktau i Żangaözen również dochodziło do ostrych starć z policją i ściągniętym do pomocy wojskiem. Portal euractiv.pl podaje, że agresywny tłum manifestantów uzbrojony w kije i kamienie zmusił do ucieczki transportery opancerzone i armatki wodne. Dewastowane były również policyjne radiowozy. Na ulicach zostały postawione barykady.
Protesty obrały nieco spokojniejszy charakter w stolicy kraju - Nur-Sułtanie. Tam przeciwnicy rządu domagali się dymisji szefa Rady Bezpieczeństwa Państwa Nursułtana Nazarbajewa. Policji udało się jednak powstrzymać protestujących przed dojściem pod rządowe budynki.
Reakcja władz
W wyniku burzliwych wydarzeń rząd zdecydował się wycofać z uwolnienia cen gazu. Cana za litr paliwa spadła ze 120 do 50 tenge (około 45 groszy). To jednak nie uspokoiło manifestantów.
Prezydent Kasym-Żomart Tokajew w nocy z 4 na 5 stycznia wprowadził stan wyjątkowy na dwa tygodnie w mieście Ałmaty oraz obrodzie mangystauskim. Zdymisjonował również rząd Askara Mamina. Równolegle z całego kraju zaczynały napływać informacje o kłopotach z działaniem internetu i sieci komórkowych.
– Rząd nie upadnie, ale zależy nam na wzajemnym zaufaniu i dialogu, a nie na konflikcie. Atakowanie budynków rządowych oraz nawoływanie do tego to łamanie prawa – powiedział Tokajew w opublikowanym w nocy nagraniu wideo.
Czytaj też:
Sasin zapowiada nowe rozwiązania dot. rozliczania opłat za gaz dla spółdzielniCzytaj też:
Stopy procentowe. RPP podjęła decyzję