Na odcinku południowym wojska rosyjskie od początku wojny notowały największe postępy. W ciągu kilku tygodni na przełomie lutego i marca agresor zajął spore tereny obwodu chersońskiego, a także zaporoskiego i donieckiego. Wyprowadzone z Krymu uderzenie było o wiele bardziej skuteczne niż choćby ofensywa na Kijów. Praktycznie bez walki padły Chersoń, Berdiańsk czy Melitopol. Wyjątkiem była epopeja Mariupola. Niemniej w efekcie pod rosyjską okupacją znalazły się nie tylko liczne miejscowości, lecz także tysiące ich mieszkańców, którzy mieli niewielkie szanse na bezpieczną ewakuację na tereny znajdujące się pod kontrolą Kijowa. Bardzo szybko okazało się, że większość z nich nie zamierza bynajmniej witać najeźdźców z kwiatami. W Chersoniu i innych miastach odbywały się potężne demonstracje patriotyczne przeciwko okupantom. Rosjanie początkowo byli zdezorientowani, zdziwieni takim przyjęciem i nie decydowali się na krwawe stłumienie protestów. W końcu jednak zaczęli rozpędzać demonstracje za pomocą granatów hukowych i gazu łzawiącego, otwierali też ogień do protestujących. Zaczęły się aresztowania proukraińskich aktywistów, weteranów operacji antyterrorystycznej. To jednak nie osłabiło oporu Ukraińców. Sprawiło jedynie, że bierny, pokojowy opór przerodził się w podziemną działalność partyzancką.
Cel – kolaboranci
Głównym celem partyzantów ukraińskich są kolaboranci. „Potężny wybuch. Ten wybuch błyskawicznie rozbija poranną sobotnią ciszę w okupowanym przez Rosję Chersoniu. Za kierownicą wysadzonego w powietrze samochodu wykrwawia się Jewhen Soboliew, który przeszedł na stronę Rosjan” – tak kolejną akcję ukraińskich partyzantów opisuje ukraińska redakcja portalu telewizji BBC. Zamach miał miejsce 18 czerwca. Kolaborant przeżył.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.