Mają nadzieję na ostateczne złamanie Ormian i wchłonięcie spornego terytorium. Wysoką cenę za ich ambicje polityczne płacą zwyczajni ludzie - alarmuje Radio Watykańskie.
Dramat Górskiego Karabachu
Górski Karabach to samozwańcze państwo powiązane z Republiką Armenii. Jego terytorium praktycznie w całości jest otoczone przez Azerbejdżan poza wąskim korytarzem idącym przez miejscowość Lachin, którędy z Armenii dostarczano uprzednio niezbędne wsparcie. 12 grudnia ta droga została jednak zablokowana. Do 15 czerwca Międzynarodowy Czerwony Krzyż był wstanie przekazywać tamtędy jedynie pomoc humanitarną. Ale obecnie także to jest niemożliwe, a Azerowie uzasadnili zaostrzenie blokady, oskarżając organizację charytatywną o przemyt papierosów i paliwa. Czerwony Krzyż odrzuca takie pomówienia i wskazuje, że z powodu odebrania mu możliwości działania wielu chorych w ciężkim stanie zostało bez niezbędnej pomocy.
W Górskim Karabachu mieszka aż 120 tys. osób. Jak wskazał jego prezydent Arajik Harutiunian, w normalnych warunkach aż 90 proc. żywności spożywanej w regionie pochodziło z importu z Armenii, co zostało zupełnie zatrzymane wraz z zaostrzeniem blokady. Brakuje też paliwa i energii elektrycznej, a to sprawia, że produkcja rolna spadła do 20 proc. Sytuacja jest dramatyczna i zdaje się, że Azerowie chcą zagłodzić Ormian. Prezydent Górskiego Karabachu poinformował, iż odnotowuje się wysoką śmiertelność niemowląt, a 90 proc. kobiet w ciąży cierpi na anemię. Bezrobocie w sektorze prywatnym sięga zaś 80 proc.
Na arenie międzynarodowej mediacji podejmowały się zarówno Unia Europejska, jak i Rosja. Rozmowy nie przyniosły jednak żadnych rezultatów. Krajowi grozi wznowienie działań wojennych – niecałe dwa lata temu zakończyły się one zwycięstwem Azerbejdżanu.
Czytaj też:
Armenia: Trwa ludobójstwo Ormian w Górskim KarabachuCzytaj też:
Armenia uzna Górski Karabach za część Azerbejdżanu? Jest warunek