Wszystkie te twierdzenia przyjmowane są przez polskich polityków – zarówno obecnie, jak i poprzednio rządzących – z dobrodziejstwem inwentarza. Co ciekawe, nie poddaje się ich naturalnej i koniecznej analizie. Tak jakby można było uznać, że wypowiedzi Bidena, który jeszcze kilkanaście dni wcześniej pokazał, że traci kontakt z rzeczywistością i cierpi na daleko posuniętą demencję, można było traktować poważnie. Tak jakby dało się te deklaracje oderwać od prostego i banalnego faktu, a mianowicie, że w listopadzie w USA odbędą się wybory prezydenckie i Biden, o ile w nich wystartuje, musi do tego momentu udowadniać, że jego polityka na Ukrainie jest skuteczna. Aby wygrać w USA, Biden musi robić wrażenie silnego i stanowczego. Im lepiej zatem widać słabość Bidena człowieka, tym śmielsze i bardziej buńczuczne deklaracje muszą padać, żeby tym lepiej przykryć smutną prawdę o starym i zniedołężniałym polityku. Zresztą nawet jego ewentualna podmiana na bardziej żwawego i zdrowego demokratę niewiele teraz by zmieniła: do listopada USA muszą trzymać się obecnej linii.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.