Tematy były różne, ale od początku było wiadomo, że rozmowy zdominują dwie kwestie. Po pierwsze, to przedyskutowanie możliwości zajęcia wspólnego stanowiska - czytaj zablokowania na poziomie Unii Europejskiej Nord Stream II. Z tym nad Balaton przyjechał polski prezydent Andrzej Duda. Oczekiwanie węgierskie było równie jasne: otrzymanie wsparcia dla polityki Budapesztu wobec kryzysu migracyjnego, przeciwko czemu - choć ostatnio jakby słabiej, z odwołaniem na powody humanitarne protestują Austria i Niemcy. Sądząc po przebiegu piątkowej konferencji prasowej, zwyciężyła - który to już raz z rzędu? - nieufność. Węgierski prezydent Áder pominął temat Nord Stream II, a polski prezydent z kolei nie zadeklarował wysłania członków straży granicznej na południową granicę Węgier, choć zapowiedział to czeski prezydent Zeman oraz – już dzień wcześniej, słowacki minister spraw wewnętrznych, wspominając o „około 50 policjantach i żołnierzach”. Liczba bynajmniej nie przypadkowa, ponieważ odpowiedzialna za ochronę granic unijna agencja Frontex, wysłała dotąd na Węgry 41 swoich pracowników… Czeskie i słowackie stanowisko następnielotem błyskawicy obiegło wszystkie węgierskie media, stając się newsem dnia.
Oczywiście, nie wszystko można, a nawet trzeba ogłaszać publicznie. Może nawet lepiej, że polski prezydent nic nie zadeklarował, zwłaszcza w kontekście czczych zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że jego rząd połączy autostradowo Warszawę z pozostałymi stolicami Grupy Wyszehradzkiej, czy na preferencyjnych warunkach udostępni gaz z polskich łupków czy szczecińskiego gazoportu. Faktem jest jednak, że prezydencki szczyt ujawnił ogrom pracy, który stoi przed tymi, którzy chcą budować silną międzynarodową pozycję Polski także w oparciu o dobre relacje z Europą Środkową. Widok premiera Orbána, który na wizji długo wykreśla zdania z przygotowanego wcześniej przemówienia, mającego miejsce bezpośrednio po telewizyjnym wystąpieniu wyszehradzkich prezydentów w piątek 9 października br., prawdopodobnie przejdzie do historii nie tylko węgierskiej dyplomacji. Z drugiej strony, sądząc przynajmniej po tutejszych nastrojach, wcale niewykluczone, że wyjście na peron budapesztańskiego dworca Keleti pierwszych polskich pograniczników, mogłoby nieomal z dnia na dzień całkowicie odmienić stosunki polsko-węgierskie.
Maciej Szymanowski, Budapeszt
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.