Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestano nagle rozpinać parasol ochronny nad człowiekiem, którym jeszcze niedawno zachwycano się na salonach. Kolejne tuzy ogłaszały, że po „czymś takim” niech pan Mateusz demonstruje sobie sam.
Kazimiera Szczuka zagrzmiała, że „marsz nie jest artykułem ani książką o historii Polski, tylko wyrazem przekonań i narzędziem zbiorowej identyfikacji. [...] Pod auspicjami patrona wszechpolaków i ONR niestety identyfikować się z KOD nie mogę”.
Michał Broniatowski, szef „Forbesa”, skarżył się: „Okropną przykrość mi Mateusz Kijowski zrobił. Bo niemądrze i brzydko upolitycznił coś, co było rosnącym społecznym protestem przeciwko rozlicznym postaciom zła. I nie musiało się to coś politycznie określać. Jak Solidarność. Wśród tych »złów« najbardziej bolał i boli nacjonalizm. I ja mam teraz ten nacjonalizm łomotać wywieszką z portretem Dmowskiego?”.
Z kolei pisarz Jacek Dehnel kpił: „Można rozpocząć marsz 11 listopada na placu imienia Gabriela Narutowicza, jedynego FAKTYCZNIE zamordowanego polskiego prezydenta, i promować ten marsz zdjęciem Dmowskiego, czyli człowieka, którego partia, działając rąsia w rąsię z kościołem, do tego morderstwa doprowadziła. Jak to ktoś słusznie ujął: »Skoro Dmowski to Wasz guru, to po co robić zamieszanie z dodatkowym marszem? Nie lepiej połączyć siły z ONR?«”.
Zaskoczony liczbą i ostrością ataków Kijowski chyłkiem wycofał się z reklamowania marszu twarzą „Pana Romana”, a potem w dość upokarzający sposób zaczął się kajać.
Domyślam się, że lider KOD niemający ani zbyt dużego doświadczenia w polityce, ani zbyt dużej wiedzy o historii, mógł zasugerować się marszami Bronisława Komorowskiego. Skoro poprzednia głowa państwa mogła maszerować 11 listopada z Aleksandrem Hallem, Misiem Kamińskim oraz Romanem Giertychem i bez protestów składać kwiaty pod pomnikiem Dmowskiego, dlaczego nie miałby taką kartą „jedności ponad podziałami” zagrać i on? No właśnie, dlaczego wtedy nie protestowano, a dziś tak? Odpowiedź jest prosta. Kijowski stworzył ruch nieporównanie bardziej lewicowy od „formatu” Komorowskiego. Teatralną prawicowość byłego prezydenta tolerowano jako nieszkodliwe dziwactwo. Od Kijowskiego jego ideologiczni nadzorcy wymagają jednak znacznie więcej.
KOD nadmuchano dużym wysiłkiem salonów lewicy i liberałów. A komu się wiele daje, od tego się wiele wymaga. Ci, którzy pana Mateusza wynieśli do sławy, czują się więc w prawie dać mu po łapach, gdy popełni jakiś ideowy błąd. Na dodatek Kijowski wszystkim już działa na nerwy. Po roku zużył się, opatrzył i, co najgorsze,wykazał swoją umiarkowaną skuteczność.
Tak to jest, gdy wszystko dostaje się na tacy. Kijowski zapomniał, że zaakceptowano go jako kogoś do wynajęcia. Nie zbudował siły KOD własną charyzmą. I teraz traktowany jest jak niezgrabny służący,vktóry za stłuczenie filiżanki słyszy,vże za chwilę może wylecieć z dworu.vSam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.