Marcin Makowski : Pisze pan w swojej nowej książce: „Wiemy, co się stało w Smoleńsku, ale nie wiemy, jaki był cel tych wydarzeń”. Ja po lekturze nadal nie mam pewności nawet co do pierwszej części tego zdania. Coś przegapiłem?
Jürgen Roth: Pisząc „wiemy”, mam na myśli fakt, że w katastrofie zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i elitą społeczno-polityczną kraju. Do dzisiejszego dnia nie znamy jednak odpowiedzi na pytanie, jaka była przyczyna katastrofy. Zarówno raport rosyjski, jak i polski przyjmują tezę tragicznego wypadku, ale równocześnie funkcjonują teorie o zamachu lub celowym wprowadzeniu załogi tupolewa w błąd. Żadnej nie można wykluczyć a priori.
Rozmawiał pan na ten temat z dziesiątkami dziennikarzy, polityków i śledczych. Dotarł do niepublikowanych wcześniej dokumentów. Która z hipotez wydaje się panu najbliższa prawdy?
Najwięcej przesłanek wskazuje na scenariusz sprzeczny z oficjalnym. Moim zdaniem nie mamy do czynienia ze zwykłą katastrofą lotniczą, ale tutaj stawiam kropkę, bo dalej zaczynają się spekulacje. Dlatego od początku optuję za powołaniem międzynarodowej komisji śledczej, której brak uważam za skandal.
Jak wiemy, taka szansa by była, gdyby uznać lot tupolewa za wojskowy, a nie cywilny. Dlaczego tak się nie stało?
Rząd Tuska odrzucił taką możliwość, ponieważ nie miał politycznego interesu w wyjaśnieniu przyczyn tamtych tragicznych wypadków, które mogły prowadzić do otwartego konfliktu z Putinem. W związku z tym, stopniowo oddawano uprawnienia do prowadzenia dochodzenia Rosjanom, niejako zdejmując z siebie odpowiedzialność. Dlatego w podtytule piszę: „Spisek, który zmienił świat”, bo mamy do czynienia z manipulacją faktami, której celem jest niemal całkowite zaciemnienie obrazu wydarzeń. Proszę zwrócić uwagę, że bez względu na to, co się wydarzyło, chaos i nieprawidłowości, o których piszę, są poza wszelkimi wątpliwościami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.