Czy spór dotyczący niemieckich obozów zagłady ma sens? Czy sprawa nie jest oczywista? Takie pytania zadał mi jeden z portali w kontekście akcji polskich internautów polegającej m.in. na zasypywaniu stacji ZDF e-mailami z hasłem #GermanDeathCamps. Tak nad Wisłą odpowiedziano na nonszalanckie potraktowanie przez niemiecką stację wyroku sądowego nakazującego przeprosiny za użycie określenia „polskie obozy zagłady”. Powtórzmy więc pytanie: Czy ten spór ma sens?
Formalnie na linii Polska – Niemcy kontrowersji w tej sprawie nie ma. Przy każdym spotkaniu prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem Joachimem Gauckiem podkreślano w zeszłym roku sukces pojednania. Nikt w Niemczech nie broni określania kacetów polskimi obozami. Czy to jednak wyczerpuje problem? Nie, bo w tak drażliwej sprawie istotne stają się niuanse. Polaków niepokoi pobłażliwe traktowanie za Odrą przypadków użycia określenia „polskie obozy”.
ZDF miała przeprosić byłego więźnia Auschwitz – Karola Tenderę, który wygrał proces o naruszenie dóbr osobistych i opublikować wyrok. Stacja umieściła przeprosiny na swojej stronie internetowej w zakładce z napisem „Doku/Wissen”, do której mało kto zagląda. Co więcej, niemiecka telewizja publiczna nie spuściła z tonu i ogłosiła, że e-maile z hashtagiem #GermanDeathCamps uznaje za spam i natychmiast kasuje.
A przecież ZDF mógł zaprosić z wszystkim honorami pana Tenderę do swojej centrali w Berlinie i np. zrobić z nim spotkania dla dziennikarzy newsroomu. W kraju, w którym tyle mówi się o wadze „historii mówionej”, spotkanie z polską ofiarą III Rzeszy na pewno pomogłoby zapamiętać, jak bardzo Polaków boli określenie „polskie obozy”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.