Dyskusja na temat tzw. medycznej marihuany wywołuje wiele emocji. Chodzi przecież, jak przy każdej okazji zapewnia poseł Piotr Marzec „Liroy”, o dobro ciężko chorych, często umierających pacjentów, w których leczeniu wszystkie dotychczasowe środki zawiodły. Być może dlatego w debacie publicznej tak rzadko słychać głosy sprzeciwu wobec dążeń do poszerzenia dostępu do marihuany. Sprawa jeszcze do niedawna wydawała się na tyle kontrowersyjna, że jej szermierze nie powinni spotkać się z pozytywnym odbiorem społecznym, ale przynajmniej wystawić się na grad mniej lub bardziej uzasadnionych – tak medycznych, jak ideowych – kontrargumentów. Dzisiaj zdaje się wywoływać sprzeciw jedynie w postaci „bezdusznej machiny urzędniczej” Ministerstwa Zdrowia, które wciąż zachowuje sceptycyzm.
Podczas sejmowych dyskusji na temat medycznej marihuany Liroy-Marzec podnosi głos, narzucając narrację, w myśl której każdy, kto nie chce błyskawicznego poszerzenia dostępu do marihuany, przyczynia się do cierpienia i śmierci pacjentów. Dla wzmocnienia przekazu jego ludzie przynoszą na posiedzenia podkomisji dziecięce trumienki. A media chętniej o zdanie pytają rzucającego chwytliwymi, ostrymi bon motami posła niż wypowiadających się mniej widowiskowo, za to często lepiej merytorycznie przygotowanych lekarzy.
Można więc powiedzieć, że zanim jeszcze weszły w życie jakiekolwiek regulacje prawne (nie licząc refundacji Sativexu, jedynego jak dotąd dopuszczonego do obrotu w Polsce leku zawierającego w swoim składzie kannabinoidy), Piotr „Liroy” Marzec już odniósł wielki sukces na froncie (sam poseł chętnie używa wojennej retoryki) – wygrał bitwę o poparcie opinii publicznej. Tylko jakie konsekwencje miałoby jego zwycięstwo w wojnie o poszerzenie dostępu do medycznej marihuany? Wśród lekarzy zgodności nie ma. Jedno jest pewne: marihuana nie jest lekiem, może tylko leczenie wspomagać (i wielu specjalistów jest przekonanych, że wspomaga bardzo skutecznie, choć panaceum nazwać jej nie można). Jej zbawienne działanie wciąż jest na etapie badań eksperymentalnych, co oznacza, że nie są jeszcze znane ewentualne zagrożenia związane z jej zastosowaniem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.