W tej grze stawką jest przyszłość. Firmy technologiczne zaciekle walczą o to, ile smartfonów w rękach klientów będzie miało ich logo, a w konsekwencji ile wykroją z tortu, który urósł do gigantycznych rozmiarów i wciąż się powiększa.
Biznes dobrze widzi rewolucję, której zwykli użytkownicy zdają się już nie dostrzegać. Owszem, pamięta się przełom z iPhone’em – genialnym dziełem Apple z dotykowym ekranem, które pierwsze odniosło sukces rynkowy. Mało który konsument uświadamia sobie jednak, jak wzrósł rynek smartfonów po wyparciu telefonów komórkowych poprzedniej generacji.
Smartfon bierze wszystko
Z rewolucją sprzętową wiążą się oczywiście coraz szerszy dostęp do Internetu – również mobilnego – oraz eksplozja mediów społecznościowych. Odpowiedź na pytanie, co było przyczyną, a co skutkiem, podobna będzie do rozstrzygania, czy pierwsze było jajko czy kura. Efekt jest jednak znany i namacalny. Tak jak w pewnym momencie zamarł rynek komputerów stacjonarnych i konsumenci zaczęli przerzucać się z nieporęcznych skrzynek z ekranami na zgrabniejsze notebooki, tak podręczną łączność ze światem (telefoniczną i internetową) zapewniają dziś głównie smartfony.
GSMA Intelligence szacuje, że ponad połowa ludzi na świecie ma dziś telefon komórkowy. Zwykle smartfona. To bowiem ich sprzedaż rośnie w zadziwiającym tempie – po raz pierwszy więcej smartfonów od zwykłych komórek sprzedało się w 2013 r. I choć analitycy wieszczą już widoczne oznaki nasycenia na rynku, to jest to wciąż gigantyczny biznes. Smartfony wypierają przecież z rynku również kamery oraz telewizory.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.