JACEK PRZYBYLSKI: Prezydent Barack Obama podczas podróży po europejskich stolicach zapowiedział, że NATO wzmocni wojskową obecność w Europie Wschodniej. Czy to powstrzyma imperialne ambicje Władimira Putina?
RICHARD PIPES: Putin jest dosyć ostrożny, więc w tym momencie tego typu groźby nie są konieczne. Rosyjski prezydent połknął Krym wątpię, żeby w najbliższym czasie podjął kolejne kroki. Reakcja Ukraińców i całego świata byłaby wówczas wyjątkowo ostra.
Rosjanie nadal zwiększają jednak liczbę żołnierzy wzdłuż granicy, a przejęte ukraińskie czołgi przewożą na północ Krymu. Znany rosyjski analityk Paweł Felgenhauer napisał zaś na łamach „Foreign Policy”, że Rosja może zaatakować Ukrainę w kwietniu lub w pierwszej połowie maja. Pan profesor nie obawia się takiego scenariusza?
Nie. Uważam, że Rosjanie skoncentrowali żołnierzy na granicy tylko po to, aby Ukraińcy niczego nie robili w sprawie okupacji Krymu. Moim zdaniem to bardziej groźba użycia siły niż zapowiedź rychłej inwazji na terytorium Ukrainy. Oczywiście trudno przewidzieć, co siedzi w głowie Władimira Putina, ale nie spodziewam się, by rosyjskie wojska wkrótce przekroczyły granicę. (...)
Donald Tusk ostrzegał niedawno, że z powodu wojny 1 września obecnego roku dzieci w Polsce mogą nie pójść do szkoły. Pan podziela te obawy?
Nie, absolutnie nie. Polska powinna pamiętać, że nawet jeśli dojdzie do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, to sama niczego nie może zrobić. W latach 20. XX w. Polacy rzeczywiście odgrywali dużą rolę w kwestiach ukraińskich. Dzisiaj nie są w stanie wiele robić. Władze w Warszawie mogą aktywnie działać w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ewentualna interwencja to bowiem rola NATO, a nie Polski. (...)