Niech wrogom ziemia pod nogami płonie

Niech wrogom ziemia pod nogami płonie

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Olena Bondarenko z Kijowa: W czasie, gdy ministerstwo obrony Ukrainy zwraca się do społeczeństwa o finansowe wsparcie armii, ochotnicy własnym kosztem organizują oddziały rezerwistów.

Jestem kobietą, mam ponad 40 lat, dwoje dzieci i bezpieczną biurową pracę. Kiedy słyszę słowa „okupacja”, „mobilizacja”, „wojna”, czuję strach. Byłam na Majdanie, zrozumiałam, że nie jestem tchórzem, ale wiem, że sama w walce nie przetrwam. Nie powołają mnie do ukraińskich sił zbrojnych ani do Gwardii Narodowej, bo nie spełniam warunków: nie jestem w wieku poborowym, mam niepełnoletnie dziecko i nigdy nie byłam w wojsku.

Jednak nie chcę łykać waleriany przed telewizorem, omdlewać od nowin na Facebooku, panikować od bezładu myśli. Chcę dokładnie wiedzieć, co będę mogła zrobić w razie okupacji, mobilizacji, wojny. Takich jak ja jest wielu. Co mamy robić?

Po krwawych wydarzeniach na Majdanie ludzie masowo zaczęli uczyć się udzielania pierwszej pomocy. Wraz z początkiem rosyjskiej agresji na Krymie zapragnęli nauczyć się posługiwać bronią. Tymczasem oficjalne dokumenty o stanie armii, a także chaotyczność poboru do sił zbrojnych tylko zbijają z tropu: armia nie ma pieniędzy na podstawowe potrzeby, armia nie radzi sobie z poborowymi, ochotnikami, armia nie mówi prawdy o sytuacji na granicy, armii na razie nie jesteśmy potrzebni.

Oto powody, dla których ludzie znowu, tak jak na Majdanie, zaczęli się organizować sami, tym razem nie przeciwko władzy, ale dla podniesienia zdolności obronnych swojego kraju. Jedną z takich społecznych, oddolnych inicjatyw jest Ukraińska Armia Rezerwowa.  (...)

Cały artykuł dostępny jest w 16/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także